Autor szablonu: ArianadlaWioski Szablonów | Flower design by BiZkettE1 / Freepik

wtorek, 31 stycznia 2017

I

Feliks Nowicki niechętnie wspinał się po schodach jednego z poznańskich gimnazjów. Dwa miesiące temu wybiegał stąd z większą werwą. Westchnął na tamto wspomnienie. Zdawało mu się, że wieki minęły od dnia, kiedy zaczęły się wakacje, doskonale jednak zdawał sobie sprawę, że wieki to definitywnie za dużo powiedziane. Poprawił krawat, po czym otworzył drzwi.
Korytarz, na którym zazwyczaj pałętały się tabuny zagubionych nastolatków, dzisiaj był niemalże pusty. Jedyną osobą, która smętnie krążyła w tę i z powrotem była woźna Stenia. Bez biegających dzieciaków to miejsce wydawało się jakby bezduszne. Oczywiście ten stan nie potrwa długo. Już jutro wszystko wróci do normy. Stenia szurnęła przed chłopakiem szczotką. Najwyraźniej nie była zadowolona, że teraz utrzymacie porządku w budynku będzie wyjątkowo problematyczne. Zacznie się jesień, deszczowa pogoda, brudne buty… Kobieta już przygotowywała się na najgorsze. Feliks wyminął ją zgrabnie, po czym udał się na sale gimnastyczną. Słyszał za sobą jej ponure jęki. Spojrzał pod nogi i zrozumiał, że nie wytarł przed wejściem butów, przez co dostarczył zmordowanej sprzątaczce dodatkowej pracy. Westchnął uznając ostatecznie, że już za późno, żeby to zmienić. 
Po wejściu na salę rozejrzał się pobieżnie. Przemawiał właśnie Gandalf. Stał dumnie przy mównicy i czytał przydługie przemówienie. Chłopak domyślił się, że było nude, bo nie mógł doszukać się osoby, która nie przysypiała. Kret spojrzał w jego stronę. Nauczyciel nie wyglądał na zachwyconego. Surowym wzrokiem wskazał mu miejsce tuż obok Mikiego. Feliks spuścił głowę i jak najciszej dostał się na swoje krzesło. Gdy usiadł Miki szturchnął go w ramię.
– Stary, gdzieś ty był – szepnął możliwie jak najciszej.
– Siłowałem się z krawatem – odparł niepewnie przygładzając koszulę. – Tęsknie za bluzą – jęknął.
– Nike czy Adidas?
– Akurat to jest najmniej ważne. Może być nawet Reebook, byle by zastąpiła to co mam teraz – poluźnił wiązanie.
– Starych nie mogłeś poprosić, żeby ci pomogli?
– Żartujesz? Ojciec w przychodni, matka u siebie w podstawówce na rozpoczęciu. Byłem zdany na siebie.
– Wiesz… Laski lecą na facetów w garniakach – Miki dumnie poprawił marynarkę.
– Przymknij się – rzucił chłopak w odpowiedzi.
– Dostaniesz opieprz od Kreta. Jako jedyny się spóźniłeś, więc nie liczyłbym na taryfę ulgową – przyjaźnie poklepał Feliksa po plecach. Tamten w odpowiedzi westchnął i spojrzał na nauczyciela, który na razie nie zwracał na niego uwagi i za wszelką cenę próbował dowieść, że interesują go słowa dyrektora Gandalfa. Oczywiście przegrywał z samym sobą i co kilka chwil głowa w niekontrolowany sposób opadała mu na ramię. Nastolatek przeniósł wzrok na Gandalfa. Sam on wyglądał jakby miał zasnąć. Jego zwykle splątana broda, dziś była starannie uczesana i doprowadzona do względnego ładu, choć zwykle przypominała tę puszczę, którą przemierzał Indiana Jones. O jego imponującym zaroście krążyły już legendy. Mawiali, że chce pobić rekord Guinnessa. Feliks był jednak przekonany, że nawet jakby chciał ją zgolić, to korzenie brody sięgają już zbyt głęboko i pamiętają czasy, kiedy dyrek był młodym, energicznym studentem i naprawdę miał jakiś pomysł na życie i sensowną aspirację. Raczej nie do końca chodziło mu o przemawianie do setek znudzonych gimnazjalistów. Wicedyrektor Borówka siedziała przy stole przykrytym eleganckim suknem wpatrując się gdzieś przed siebie. Ewidentnie nie była zorientowana w temacie.
Feliks wyjął telefon, po czym przejrzał Facebook, oraz kilka innych, godnych uwagi portali. Kiedy podniósł wzrok i zobaczył swojego wychowawcę ostentacyjnie się w niego wgapiającego, pożałował swojej decyzji i natychmiast schował komórkę do kieszeni.
Borówka spojrzała na Gandalfa dość wymownie. Dyrektor zauważywszy, że najtwardsza osoba na tej sali właśnie się poddała, odchrząknął i pominąwszy dwie strony tekstu zapisanego drobnym drukiem, przeszedł do podsumowania. Opowiadał jak bardzo zadowolony jest, że szkoła odżyje i wszystko wróci do normy. Feliks westchnął ciężko. Przed nim znów pojawiło się widmo wstawania na ósmą rano, kucia do sprawdzianów i kierowanie się złotą zasadą trzech zet – zakuć, zaliczyć, zapomnieć. Na tych warunkach przeżył całą pierwszą klasę gimnazjum, co więcej załapał się nawet na pasek. Trochę gorsze oceny z fizyki i historii podreperował polski z wuefem i właściwie wyszedł na swoje. Szczerze wątpił jednak, że w drugiej klasie też mu się tak przyfarci. Z rozrzewnieniem przypomniał sobie wakacyjny lot do Australii. Razem z dziećmi i mężem mieszkała tam siostra mamy chłopaka i czasem przylatywali do niej na kilka tygodni w trakcie wakacji. Cały wyjazd Feliks spędził uprawiając sporty ekstremalne, które uwielbiał. Dwa razy skoczył na bungee, raz ze spadochronu, serfował, nurkował, a to wszystko w czasie jednego dwutygodniowego wyjazdu. Plany miał nieco inne. Chciał skupić się na zwiedzaniu i odpoczywaniu, pamiętając doskonale wakacje z przed roku, kiedy podczas pierwszej próby zabawy na flyboardzie coś poszło nie tak i miał wyjątkowo pechowy wypadek. Tamte wakacje spędził w szpitalu z ręką, która okazała się złamana i to jeszcze w dwóch miejscach. Wzdrygnął się na to wspomnienie. Mimo wszystko tym razem jego żywiołowa dusza nie dała za wygraną. Po tym wszystkim znów czekała go szara, nudna, szkolna codzienność.
Gandalf dokończył katowanie zebranych i wspaniałomyślnie dał pozwolenie rozejścia się do klas. Dotychczas wyprostowana Borówka, głośno wypuściła powietrze i przygarbiła się nieco. Ostatnie zdanie dyrektora słyszeli już wszyscy. Jak na zawołanie, uczniowie unieśli się z krzeseł i w ogólnym zamieszaniu przepychali do drzwi. Feliks z Mikim przeczekali pierwszą falę i salę gimnastyczną opuścili dopiero w trakcie drugiej, spokojniejszej.
Doczłapali pod klasę. Kret właśnie otwierał drzwi. Wszyscy zgromadzili się już naokoło. Chłopcy dołączyli do grupy czekających. Zostali na szarym końcu i spodziewali się, że niełatwo uda im się zdobyć dobrą ławkę. Ku ich zdziwieniu nikomu specjalnie nie zależało na ich wymarzonym miejscu – na samym końcu, pod ścianą. Usiedli bez problemu.
Przed nimi usadowiły się Iga z Bożeną. Pierwsza, platynowa blondynka, drugiej włosy były w odcieniu pudrowo-różowej szarości i nikt nie wnikał jaki miały kolor przed przefarbowaniem. Obydwie nie były zbyt inteligentne, raczej zaliczały się do tych mniej rozgarniętych. Miały jednak całkiem dzianych starych, a niestety w wielu przypadkach forsa rekompensuje zaniki mózgu. Obydwie wyposażone w różowe iPhony robiły sobie selfie zawsze, wszędzie i kiedy tylko się dało. Obydwie ubrane w odcienie różu i mięty, w zasadzie wyglądały jak dwie bezy. Feliks westchnął ciężko i zrozumiał, że to nie będzie przesadnie dobry rok. Z księżniczkami nie miał przesadnie dobrych relacji. Odwrócił wzrok. W ławce zaraz obok siedzieli Bartek z Filipem. Jego przekonania jeszcze się umocniły. O ile Bartka lubił, tak Filipa zwyczajnie nie trawił. Facet miał nierówno pod sufitem, nie dość, że na każdej przerwie w męskiej toalecie urządzał sobie wyścigi ślimaków, to jeszcze był święcie przekonany, że swoimi żartami zawojuje świat. Feliks pokręcił głową niedowierzaniem. Nagle jego ulubiona ławka straciła cały swój urok i zapragnął przesiadki. Na to było już niestety za późno.
Aleksander Kopiec, potocznie zwany Kretem, przeleciał wzrokiem po klasie. Zapewne niewiele mu to dało. Nie miał okularów a bez nich był prawie ślepy, stąd między innymi wziął się jego przydomek. Jego spojrzenie zatrzymało się rudej czuprynie Feliksa. Odchrząknął i przybrał poważny wyraz twarzy.
– Nowicki, Nowicki… – westchnął kręcąc głową. – Jak zwykle spóźniony. Zdajesz sobie sprawę, że przynosisz wstyd całej klasie?
Chłopak uniósł brwi. Nie spóźniał się często, jedynie czasem, gdy żaden z rodziców nie mógł go odwieźć i musiał telepać się w tramwajach – czyli tak jak dziś.
– Jak zamierzasz się wytłumaczyć? – kontynuował krzyżując ręce na piersi.
Nie zamierzał. Kret i tak za nim nie przepadał. Jako szanujący się nauczyciel nie lubił kiedy uczeń olewał jego przedmiot. Uczył fizyki, a ten przedmiot w hierarchii ważności przedmiotów szkolnych Feliksa znajdował się gdzieś w dole, tuż obok historii.
– Przepraszam – wybąknął chłopak. Nie miał zamiaru dzielić się z Kretem swoimi historiami o perypetiach z krawatem.
– Zostaniesz po lekcjach – rzucił nauczyciel.
– Przecież nie ma lekcji – zaprotestował.
– Z niczego cię to nie zwalnia – powiedział poważnie. – Niezły początek roku, młodzieńcze.
Chłopak odchylił się na krześle z rezygnacją. Cudowne rozpoczęcie, nie ma co – myślał. Koza pierwszego dnia nie wróżyła niczego dobrego, nawet jeśli nie wierzyło się we wróżby czy przesądy. Spiorunował wzrokiem nauczyciela, tamten jednak tego nie zauważył. Feliks myślał o wszystkich tych rzeczach, które mógłby robić po szkole, zamiast użerania się z nauczycielem.
Kret zasiadł przy biurku i rozparł się przy nim jak Donald Trump po przejęciu Białego Domu. Przejrzał rozłożone przed sobą notatki i chwilę mruczał coś pod nosem.
– Mamy w klasie nową koleżankę, Liliannę Czerwińską – wydukał.
Dziewczyna siedząca w trzeciej ławce pod oknem wstała. Zapewne liczyła, że teraz nauczyciel każe jej się przedstawić i powiedzieć coś o sobie. Nie była jednak do końca zorientowana w panujących u Kreta zwyczajach.
 – To ty, tak? – zapytał mierząc ją wzrokiem. – Świetnie, możesz usiąść, właściwie nie wiem nawet po co wstawałaś.
– Ja… – Lilianna zająknęła się nie bardzo pewna, co ma teraz zrobić. Ręką odgarnęła kosmyk miodowych blond włosów opadających na twarz, po czym poprawiła okulary w czarnych oprawkach. – Nie mam się przedstawić? – zapytała w końcu.
– Po co? – odparł lekko nauczyciel. – Jak ktoś będzie ciekawy to sam zapyta.
Nastolatka usiadła, dalej zmieszana i trochę zawstydzona. Feliks przyglądał się jej ze współczuciem. Wyglądała sympatycznie i pewnie taka też była, ale trafiła na beznadziejnego wychowawcę. Jak my wszyscy – dodał w duchu.
– W sumie, moglibyście iść już do domu – stwierdził Kret i zamknął notes. – Ostatnią rzeczą na jaką mam dzisiaj ochotę, to żebyście pałętali mi się gdzieś pod nogami.
Przeszedł po klasie by każdemu dać kopię nowego planu lekcji, a po tej czynności, klasa powoli zaczęła pustoszeć. Na końcu zostali tylko Feliks i Lila. Dziewczyna nie zwracała uwagi na odsiadującego swoją karę rudzielca, tylko od razu skierowała się do nauczyciela.
– Proszę pana – zaczęła – obawiam się, że mogę mieć problem.
– Jaki, dziecko? – zapytał bez zainteresowania Kret i jeszcze raz przekartkował notes.
– Nie znam szkoły – kontynuowała. – Nie wiem nawet gdzie jest toaleta i byłabym wdzięczna, jakby…
– Mam cię niańczyć? Nonsens – prychnął Kret otwarłszy papierowy dziennik. Był ostatnim z nauczycieli, który jeszcze się nim posługiwał, reszta przerzuciła się na elektronikę.
– Nie pan, ale może ktoś…
– Nowicki! – krzyknął. Uczeń natychmiast wstał, usłyszawszy w głosie nauczyciela władcze tony. Przez chwilę powstrzymywał się, żeby nie zasalutować. – Oprowadzisz po szkole koleżankę. Jak to zrobisz, to możesz iść do domu.
Przede chłopakiem pojawiła się szansa szybszego opuszczenia budy. Oczywiście nie śmiał nie przyjąć propozycji. Po chwili stał już na korytarzu z nową koleżanką i nie za bardzo wiedział co dalej.
 – Przydałoby się pozwiedzać, nie? – zapytał, żeby jakkolwiek nawiązać rozmowę.
– Mam nadzieję, że jesteś milszy, niż tamten – dziewczyna wskazała kciukiem na Kreta opuszczającego budynek szkoły.
– Wydaje mi się, że każdy jest milszy od niego – odprowadził wychowawcę wzrokiem. – Nie ważne – wyciągnął rękę w kierunku nowej znajomej – Feliks Nowicki.
Uścisnęła jego dłoń z uśmiechem.
– Lilianna Czerwińska. Może być Lila – poprawiła okulary. –  Zawsze tak ogólnikowo traktujecie nowych uczniów?
– Zazwyczaj. Ty przynajmniej masz mnie jako przewodnika, inni nie mieli tyle szczęścia.
– Mam czuć się zaszczycona, tak?
– A czujesz się?
– Powiedzmy.
Feliks ruszył korytarzem, a dziewczyna szła tuż za nim. Minęli panią Stenię która energicznie wycierała podłogę. Kiedy byli obok, kobieta zlustrowała ich wzrokiem. Pewnie zwróciłaby im uwagę, że powinni ulotnić się już do domu, bo ona chce w spokoju pracować, ale ostatecznie uznała, że nie leży to w jej gestii i siedziała cicho.
– Jakieś specjalne życzenia? – zapytał chłopak, kiedy skręcili za załom korytarza.
– Nie wiem o tej szkole praktycznie nic, więc… Zdam się na ciebie. Zastanawia mnie co kryje się w murach szkoły, która zatrudnia takich jak Kopiec.
– Kret – poprawił machinalnie Feliks. – Tu mówimy na niego Kret.
– Oryginalnie.
Chłopak prowadził Lilę labiryntem korytarzy, pokazując jej kolejne pomieszczenia. Dziewczyna nie była pewna czy wszystko zapamięta, ale bardzo się starała.
Podeszli pod drzwi stołówki.
– Tutaj dzieją się cuda w postaci smażonych na głębokim oleju ziemniaków i surówek z sałaty długo dojrzewającej – zaczął wymieniać Feliks. – Oszczędzają na wszystkim, wątpię, żeby mieli chociaż przyzwoitą kuchenkę. Jeśli gustujesz w pół-zimnych, niemalże surowych daniach o zapachu skłaniającym do wymiotów, to zdecydowanie to miejsce dla ciebie.
– Aż tak źle?
 – Tak. Osobiście nie polecam. Byłem tu raz i… z tego co pamiętam zwróciłem wszystko po niecałej godzinie. Silne zatrucie pokarmowe. Jeśli gdzieś na świecie ktoś serwuje gorsze jedzenie, chciałbym tego kogoś spotkać i pogratulować talentu.
Potem przeszli się pod sekretariat.
– Główne centrum dowodzenia wszechświatem. Lepiej wyposażone niż Pentagon, Biały Dom i Ford Knox w jednym. W swoich ściśle tajnych aktach mają haki na wszystkich, więc jeśli coś zrobisz, to możesz być przygotowana na to, że po wizycie tam, lista twoich przewinień wydłuży się dziesięciokrotnie.
Następnie zeszliśmy do piwnicy, gdzie podziwialiśmy szatnie.
– Idealne miejsce, żeby schować się, kiedy nie chcesz wyjść na przerwę. Nikogo z nauczycieli nie za bardzo obchodzi co tu się dzieje, więc rozwijają się tu szkolne mafie, zaczątki hazardu i takie tam. Najlepszy interes robi Szprycha, który opycha drożdżówki połowę taniej niż w sklepiku.
– To chyba nie jest do końca legalne – zauważyła Lila z cwanym uśmieszkiem na twarzy.
– A kogo to obchodzi? My możemy kupować taniej, hajs u Szprychy się zgadza, a tępaki z dyrekcji myślą, że nie kupujemy w sklepiku bo jesteśmy fit i nie opychamy się słodyczami. Wszyscy są zadowoleni.
Później hala gimnastyczna.
– Powszechnie zwane miejscem średniowiecznych tortur. Z wuefistów tylko Witecki jest spoko, reszta to tyrani. Osobiście w szkole lubię tylko piłkę nożną, reszta… Cóż, ujdzie. Wolę sporty ekstremalne, a tego tu jeszcze nie wprowadzili. I módlmy się, żeby tak zostało, bo zapewne skutkowałby to kilkumiesięcznym zwolnieniem połowy szkoły i zasypaniem oddziałów chirurgii. 
Dalej biblioteka.
– Taka nasza stacjonarna Wikipedia. W czytelni są kompy, więc co większe nerdy spędzają tu całe przerwy grając w CS:GO czy innego Minecrafta. Jeśli chodzi o samą bibliotekę, to oprócz lektur szkolnych nie ma tu zbyt dużo ciekawych pozycji. Reszta to jakieś przyciężkie tomiska słowników.
I jeszcze na koniec kanciapa woźnych.
– To z kolei jest centrum dowodzenia wszechświatem 2.0. W wolnym tłumaczeniu wychodzi na to, że wszystkie zamki w tym budynku należą do tych z sekretariatu, ale ci tutaj mają do nich klucze. Taki paradoks. A i nie przeszkadzaj pani Steni, sprzątaczce, którą mijaliśmy ją po drodze. Strasznie ją to wkurza. Ceni sobie pracę w świętym spokoju.
Swoją przygodę skończyli na dziedzińcu szkoły. Przez chwilę wpatrywali się w okna z zaciekami i ceglane ściany.
– Fajna buda, nie? – zapytał, ręką nakreślając sylwetkę szkoły.
– Ujdzie w tłumie, ale doceniam twoje starania – parsknęła.
Dalej sterczeli obok siebie nie wiedząc co powiedzieć.
– Miło się z tobą gadało – przyznał chłopak. – Jakbyś chciała się spotkać…
– Czemu nie – przyznała. – Ty też jesteś ciekawym rozmówcą. Masz oryginalne poczucie humoru.
– Uznam to za komplement – nastolatek wyłowił z wewnętrznej kieszeni marynarki telefon i kliknął okrągły przycisk, żeby go odblokować. – Podaj mi swój numer, żebym mógł…
– Wybacz, ale ja… – przerwała mu i zawahała się.
– O, rozumiem – zreflektował się szybko. – Nie podajesz numeru każdemu, co? – uśmiechnął się wyzywająco. – Muszę zasłużyć, hm?
– Nie, nie o to chodzi – plątała się. – Ja…
– Ok, nie tłumacz, rozumiem – przyznał. – To do jutra? – zapytał.
– T-tak. Lecę na tramwaj. Do zobaczenia…
– Feliks – podpowiedział.
– Właśnie, Feliks – dopowiedziała szybko. – Ładnie ci w tym garniturze – uśmiechnęła się, pomachała ręką na pożegnanie i odeszła.
Chwilę odprowadzał ją wzrokiem. Z dumą poprawił poły marynarki. Może nawet zacząłby nosić ją częściej? Odbiłoby się to na poczuciu komfortu, ale zawsze można się przyzwyczaić. Z przemyśleń wyrwał go wibrujący w dłoni telefon. Na ekranie wyświetliła się nazwa „Debil/Idiota/Przyjaciel”. Westchnął i kliknął zieloną słuchawkę.
– Hal…
– Jak było w kozie? – zaczął Miki zanim Feliks zdążył się na dobre odezwać. – Pograliście sobie z Kretem w szachy czy inne warcaby? Jak facet z facetem?
– Oprowadzałem nową po szkole.
Nastała chwila ciszy.
– Tą blondi w pinglach? – dopytał.
– Mhm.
Kolejna chwila ciszy, tym razem dłuższa.
– Całowaliście się?
Tym razem to Feliks milczał. Nie sądził, że zostanie postawiony przed takim pytaniem.
– Nie, kretynie – oburzył się, gdy minęła pierwsza fala szoku. – Skąd ci to w ogóle przyszło do tego zblazowanego Battlefield’em łba?
– Luźne założenia. Pusta szkoła jest chyba dość romantyczna, mógł wam się udzielić nastrój, nie?
– My tylko…
– Nie na pierwszej randce, rozumiem. W sumie racja, poczekajcie na odpowiedni moment, nie ma co przyspieszać faktów. Jak za bardzo się zaangażujesz, to wszystko schrzanisz. Krok po kroku i w końcu…
– Nawet nie chce mi się tego komentować…
– Nie musisz. Masz przynajmniej jej numer?
– Nie, nie chciała mi dać – przyznał Feliks dość niechętnie. Już miał zacząć tłumaczyć, że to pewnie przez ich krótką znajomość, ale Miki go uprzedził.
– Olała cię – westchnął. – Szczerze, to nie wiem czy jest co zbierać. Ten związek chyba nie ma przyszłości, wybacz, że ci to uświadamiam. Masz pewnie pęknięte serduszko, co?
– Prawdę mówiąc…
– Cierpisz. Pozwól, że dotrzymam ci towarzystwa w tych ciężkich czasach. Za pół godziny będę, Romeo.


Rozłączył się. Feliks uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że przyjaciel z niego żartuje i to w dość bezpośredni sposób i na dodatek znajduje byle jakie powody, żeby przyjść i pograć na konsoli. Będzie trzeba wytrzymać jakoś jego towarzystwo. Chłopak dużej nie sterczał pod szkołą. Do uszu włożył słuchawki i puścił jeden kawałków Drake’a – Hotline Blings. W jego rytmie doszedł do domu.