Feliks Nowicki
niechętnie wspinał się po schodach jednego z poznańskich gimnazjów. Dwa
miesiące temu wybiegał stąd z większą werwą. Westchnął na tamto wspomnienie.
Zdawało mu się, że wieki minęły od dnia, kiedy zaczęły się wakacje, doskonale
jednak zdawał sobie sprawę, że wieki to definitywnie za dużo powiedziane.
Poprawił krawat, po czym otworzył drzwi.
Korytarz, na którym
zazwyczaj pałętały się tabuny zagubionych nastolatków, dzisiaj był niemalże
pusty. Jedyną osobą, która smętnie krążyła w tę i z powrotem była woźna Stenia.
Bez biegających dzieciaków to miejsce wydawało się jakby bezduszne. Oczywiście
ten stan nie potrwa długo. Już jutro wszystko wróci do normy. Stenia szurnęła
przed chłopakiem szczotką. Najwyraźniej nie była zadowolona, że teraz
utrzymacie porządku w budynku będzie wyjątkowo problematyczne. Zacznie się
jesień, deszczowa pogoda, brudne buty… Kobieta już przygotowywała się na
najgorsze. Feliks wyminął ją zgrabnie, po czym udał się na sale gimnastyczną.
Słyszał za sobą jej ponure jęki. Spojrzał pod nogi i zrozumiał, że nie wytarł
przed wejściem butów, przez co dostarczył zmordowanej sprzątaczce dodatkowej
pracy. Westchnął uznając ostatecznie, że już za późno, żeby to zmienić.
Po wejściu na salę
rozejrzał się pobieżnie. Przemawiał właśnie Gandalf. Stał dumnie przy mównicy i
czytał przydługie przemówienie. Chłopak domyślił się, że było nude, bo nie mógł
doszukać się osoby, która nie przysypiała. Kret spojrzał w jego stronę.
Nauczyciel nie wyglądał na zachwyconego. Surowym wzrokiem wskazał mu miejsce
tuż obok Mikiego. Feliks spuścił głowę i jak najciszej dostał się na swoje
krzesło. Gdy usiadł Miki szturchnął go w ramię.
– Stary, gdzieś ty
był – szepnął możliwie jak najciszej.
– Siłowałem się z
krawatem – odparł niepewnie przygładzając koszulę. – Tęsknie za bluzą – jęknął.
– Nike czy Adidas?
– Akurat to jest
najmniej ważne. Może być nawet Reebook, byle by zastąpiła to co mam teraz –
poluźnił wiązanie.
– Starych nie mogłeś
poprosić, żeby ci pomogli?
– Żartujesz? Ojciec
w przychodni, matka u siebie w podstawówce na rozpoczęciu. Byłem zdany na
siebie.
– Wiesz… Laski lecą
na facetów w garniakach – Miki dumnie poprawił marynarkę.
– Przymknij się –
rzucił chłopak w odpowiedzi.
– Dostaniesz opieprz
od Kreta. Jako jedyny się spóźniłeś, więc nie liczyłbym na taryfę ulgową –
przyjaźnie poklepał Feliksa po plecach. Tamten w odpowiedzi westchnął i
spojrzał na nauczyciela, który na razie nie zwracał na niego uwagi i za wszelką
cenę próbował dowieść, że interesują go słowa dyrektora Gandalfa. Oczywiście
przegrywał z samym sobą i co kilka chwil głowa w niekontrolowany sposób opadała
mu na ramię. Nastolatek przeniósł wzrok na Gandalfa. Sam on wyglądał jakby miał
zasnąć. Jego zwykle splątana broda, dziś była starannie uczesana i doprowadzona
do względnego ładu, choć zwykle przypominała tę puszczę, którą przemierzał
Indiana Jones. O jego imponującym zaroście krążyły już legendy. Mawiali, że
chce pobić rekord Guinnessa. Feliks był jednak przekonany, że nawet jakby
chciał ją zgolić, to korzenie brody sięgają już zbyt głęboko i pamiętają czasy,
kiedy dyrek był młodym, energicznym studentem i naprawdę miał jakiś pomysł na
życie i sensowną aspirację. Raczej nie do końca chodziło mu o przemawianie do
setek znudzonych gimnazjalistów. Wicedyrektor Borówka siedziała przy stole
przykrytym eleganckim suknem wpatrując się gdzieś przed siebie. Ewidentnie nie
była zorientowana w temacie.
Feliks wyjął
telefon, po czym przejrzał Facebook, oraz kilka innych, godnych uwagi portali.
Kiedy podniósł wzrok i zobaczył swojego wychowawcę ostentacyjnie się w niego
wgapiającego, pożałował swojej decyzji i natychmiast schował komórkę do
kieszeni.
Borówka spojrzała na
Gandalfa dość wymownie. Dyrektor zauważywszy, że najtwardsza osoba na tej sali
właśnie się poddała, odchrząknął i pominąwszy dwie strony tekstu zapisanego
drobnym drukiem, przeszedł do podsumowania. Opowiadał jak bardzo zadowolony
jest, że szkoła odżyje i wszystko wróci do normy. Feliks westchnął ciężko.
Przed nim znów pojawiło się widmo wstawania na ósmą rano, kucia do sprawdzianów
i kierowanie się złotą zasadą trzech zet – zakuć, zaliczyć, zapomnieć. Na tych
warunkach przeżył całą pierwszą klasę gimnazjum, co więcej załapał się nawet na
pasek. Trochę gorsze oceny z fizyki i historii podreperował polski z wuefem i
właściwie wyszedł na swoje. Szczerze wątpił jednak, że w drugiej klasie też mu
się tak przyfarci. Z rozrzewnieniem przypomniał sobie wakacyjny lot do
Australii. Razem z dziećmi i mężem mieszkała tam siostra mamy chłopaka i czasem
przylatywali do niej na kilka tygodni w trakcie wakacji. Cały wyjazd Feliks
spędził uprawiając sporty ekstremalne, które uwielbiał. Dwa razy skoczył na
bungee, raz ze spadochronu, serfował, nurkował, a to wszystko w czasie jednego
dwutygodniowego wyjazdu. Plany miał nieco inne. Chciał skupić się na zwiedzaniu
i odpoczywaniu, pamiętając doskonale wakacje z przed roku, kiedy podczas
pierwszej próby zabawy na flyboardzie coś poszło nie tak i miał wyjątkowo
pechowy wypadek. Tamte wakacje spędził w szpitalu z ręką, która okazała się
złamana i to jeszcze w dwóch miejscach. Wzdrygnął się na to wspomnienie. Mimo
wszystko tym razem jego żywiołowa dusza nie dała za wygraną. Po tym wszystkim
znów czekała go szara, nudna, szkolna codzienność.
Gandalf dokończył
katowanie zebranych i wspaniałomyślnie dał pozwolenie rozejścia się do klas.
Dotychczas wyprostowana Borówka, głośno wypuściła powietrze i przygarbiła się
nieco. Ostatnie zdanie dyrektora słyszeli już wszyscy. Jak na zawołanie,
uczniowie unieśli się z krzeseł i w ogólnym zamieszaniu przepychali do drzwi.
Feliks z Mikim przeczekali pierwszą falę i salę gimnastyczną opuścili dopiero w
trakcie drugiej, spokojniejszej.
Doczłapali pod
klasę. Kret właśnie otwierał drzwi. Wszyscy zgromadzili się już naokoło.
Chłopcy dołączyli do grupy czekających. Zostali na szarym końcu i spodziewali
się, że niełatwo uda im się zdobyć dobrą ławkę. Ku ich zdziwieniu nikomu
specjalnie nie zależało na ich wymarzonym miejscu – na samym końcu, pod ścianą.
Usiedli bez problemu.
Przed nimi usadowiły
się Iga z Bożeną. Pierwsza, platynowa blondynka, drugiej włosy były w odcieniu
pudrowo-różowej szarości i nikt nie wnikał jaki miały kolor przed
przefarbowaniem. Obydwie nie były zbyt inteligentne, raczej zaliczały się do
tych mniej rozgarniętych. Miały jednak całkiem dzianych starych, a niestety w
wielu przypadkach forsa rekompensuje zaniki mózgu. Obydwie wyposażone w różowe
iPhony robiły sobie selfie zawsze, wszędzie i kiedy tylko się dało. Obydwie
ubrane w odcienie różu i mięty, w zasadzie wyglądały jak dwie bezy. Feliks
westchnął ciężko i zrozumiał, że to nie będzie przesadnie dobry rok. Z
księżniczkami nie miał przesadnie dobrych relacji. Odwrócił wzrok. W ławce
zaraz obok siedzieli Bartek z Filipem. Jego przekonania jeszcze się umocniły. O
ile Bartka lubił, tak Filipa zwyczajnie nie trawił. Facet miał nierówno pod
sufitem, nie dość, że na każdej przerwie w męskiej toalecie urządzał sobie
wyścigi ślimaków, to jeszcze był święcie przekonany, że swoimi żartami zawojuje
świat. Feliks pokręcił głową niedowierzaniem. Nagle jego ulubiona ławka
straciła cały swój urok i zapragnął przesiadki. Na to było już niestety za późno.
Aleksander Kopiec,
potocznie zwany Kretem, przeleciał wzrokiem po klasie. Zapewne niewiele mu to
dało. Nie miał okularów a bez nich był prawie ślepy, stąd między innymi wziął
się jego przydomek. Jego spojrzenie zatrzymało się rudej czuprynie Feliksa.
Odchrząknął i przybrał poważny wyraz twarzy.
– Nowicki, Nowicki…
– westchnął kręcąc głową. – Jak zwykle spóźniony. Zdajesz sobie sprawę, że
przynosisz wstyd całej klasie?
Chłopak uniósł brwi.
Nie spóźniał się często, jedynie czasem, gdy żaden z rodziców nie mógł go
odwieźć i musiał telepać się w tramwajach – czyli tak jak dziś.
– Jak zamierzasz się
wytłumaczyć? – kontynuował krzyżując ręce na piersi.
Nie zamierzał. Kret
i tak za nim nie przepadał. Jako szanujący się nauczyciel nie lubił kiedy uczeń
olewał jego przedmiot. Uczył fizyki, a ten przedmiot w hierarchii ważności
przedmiotów szkolnych Feliksa znajdował się gdzieś w dole, tuż obok historii.
– Przepraszam –
wybąknął chłopak. Nie miał zamiaru dzielić się z Kretem swoimi historiami o
perypetiach z krawatem.
– Zostaniesz po
lekcjach – rzucił nauczyciel.
– Przecież nie ma
lekcji – zaprotestował.
– Z niczego cię to
nie zwalnia – powiedział poważnie. – Niezły początek roku, młodzieńcze.
Chłopak odchylił się
na krześle z rezygnacją. Cudowne rozpoczęcie, nie ma co – myślał. Koza
pierwszego dnia nie wróżyła niczego dobrego, nawet jeśli nie wierzyło się we
wróżby czy przesądy. Spiorunował wzrokiem nauczyciela, tamten jednak tego nie
zauważył. Feliks myślał o wszystkich tych rzeczach, które mógłby robić po
szkole, zamiast użerania się z nauczycielem.
Kret zasiadł przy
biurku i rozparł się przy nim jak Donald Trump po przejęciu Białego Domu.
Przejrzał rozłożone przed sobą notatki i chwilę mruczał coś pod nosem.
– Mamy w klasie nową
koleżankę, Liliannę Czerwińską – wydukał.
Dziewczyna siedząca
w trzeciej ławce pod oknem wstała. Zapewne liczyła, że teraz nauczyciel każe
jej się przedstawić i powiedzieć coś o sobie. Nie była jednak do końca
zorientowana w panujących u Kreta zwyczajach.
– To ty, tak? – zapytał mierząc ją wzrokiem. –
Świetnie, możesz usiąść, właściwie nie wiem nawet po co wstawałaś.
– Ja… – Lilianna
zająknęła się nie bardzo pewna, co ma teraz zrobić. Ręką odgarnęła kosmyk
miodowych blond włosów opadających na twarz, po czym poprawiła okulary w
czarnych oprawkach. – Nie mam się przedstawić? – zapytała w końcu.
– Po co? – odparł
lekko nauczyciel. – Jak ktoś będzie ciekawy to sam zapyta.
Nastolatka usiadła,
dalej zmieszana i trochę zawstydzona. Feliks przyglądał się jej ze
współczuciem. Wyglądała sympatycznie i pewnie taka też była, ale trafiła na
beznadziejnego wychowawcę. Jak my wszyscy – dodał w duchu.
– W sumie,
moglibyście iść już do domu – stwierdził Kret i zamknął notes. – Ostatnią rzeczą
na jaką mam dzisiaj ochotę, to żebyście pałętali mi się gdzieś pod nogami.
Przeszedł po klasie
by każdemu dać kopię nowego planu lekcji, a po tej czynności, klasa powoli
zaczęła pustoszeć. Na końcu zostali tylko Feliks i Lila. Dziewczyna nie
zwracała uwagi na odsiadującego swoją karę rudzielca, tylko od razu skierowała
się do nauczyciela.
– Proszę pana –
zaczęła – obawiam się, że mogę mieć problem.
– Jaki, dziecko? –
zapytał bez zainteresowania Kret i jeszcze raz przekartkował notes.
– Nie znam szkoły –
kontynuowała. – Nie wiem nawet gdzie jest toaleta i byłabym wdzięczna, jakby…
– Mam cię niańczyć?
Nonsens – prychnął Kret otwarłszy papierowy dziennik. Był ostatnim z
nauczycieli, który jeszcze się nim posługiwał, reszta przerzuciła się na
elektronikę.
– Nie pan, ale może
ktoś…
– Nowicki! –
krzyknął. Uczeń natychmiast wstał, usłyszawszy w głosie nauczyciela władcze
tony. Przez chwilę powstrzymywał się, żeby nie zasalutować. – Oprowadzisz po
szkole koleżankę. Jak to zrobisz, to możesz iść do domu.
Przede chłopakiem
pojawiła się szansa szybszego opuszczenia budy. Oczywiście nie śmiał nie
przyjąć propozycji. Po chwili stał już na korytarzu z nową koleżanką i nie za
bardzo wiedział co dalej.
– Przydałoby się pozwiedzać, nie? – zapytał,
żeby jakkolwiek nawiązać rozmowę.
– Mam nadzieję, że
jesteś milszy, niż tamten – dziewczyna wskazała kciukiem na Kreta
opuszczającego budynek szkoły.
– Wydaje mi się, że
każdy jest milszy od niego – odprowadził wychowawcę wzrokiem. – Nie ważne –
wyciągnął rękę w kierunku nowej znajomej – Feliks Nowicki.
Uścisnęła jego dłoń
z uśmiechem.
– Lilianna
Czerwińska. Może być Lila – poprawiła okulary. – Zawsze tak ogólnikowo traktujecie nowych
uczniów?
– Zazwyczaj. Ty
przynajmniej masz mnie jako przewodnika, inni nie mieli tyle szczęścia.
– Mam czuć się
zaszczycona, tak?
– A czujesz się?
– Powiedzmy.
Feliks ruszył
korytarzem, a dziewczyna szła tuż za nim. Minęli panią Stenię która energicznie
wycierała podłogę. Kiedy byli obok, kobieta zlustrowała ich wzrokiem. Pewnie
zwróciłaby im uwagę, że powinni ulotnić się już do domu, bo ona chce w spokoju
pracować, ale ostatecznie uznała, że nie leży to w jej gestii i siedziała
cicho.
– Jakieś specjalne
życzenia? – zapytał chłopak, kiedy skręcili za załom korytarza.
– Nie wiem o tej
szkole praktycznie nic, więc… Zdam się na ciebie. Zastanawia mnie co kryje się
w murach szkoły, która zatrudnia takich jak Kopiec.
– Kret – poprawił
machinalnie Feliks. – Tu mówimy na niego Kret.
– Oryginalnie.
Chłopak prowadził
Lilę labiryntem korytarzy, pokazując jej kolejne pomieszczenia. Dziewczyna nie
była pewna czy wszystko zapamięta, ale bardzo się starała.
Podeszli pod drzwi
stołówki.
– Tutaj dzieją się
cuda w postaci smażonych na głębokim oleju ziemniaków i surówek z sałaty długo
dojrzewającej – zaczął wymieniać Feliks. – Oszczędzają na wszystkim, wątpię,
żeby mieli chociaż przyzwoitą kuchenkę. Jeśli gustujesz w pół-zimnych, niemalże
surowych daniach o zapachu skłaniającym do wymiotów, to zdecydowanie to miejsce
dla ciebie.
– Aż tak źle?
– Tak. Osobiście nie polecam. Byłem tu raz i…
z tego co pamiętam zwróciłem wszystko po niecałej godzinie. Silne zatrucie
pokarmowe. Jeśli gdzieś na świecie ktoś serwuje gorsze jedzenie, chciałbym tego
kogoś spotkać i pogratulować talentu.
Potem przeszli się
pod sekretariat.
– Główne centrum
dowodzenia wszechświatem. Lepiej wyposażone niż Pentagon, Biały Dom i Ford Knox
w jednym. W swoich ściśle tajnych aktach mają haki na wszystkich, więc jeśli
coś zrobisz, to możesz być przygotowana na to, że po wizycie tam, lista twoich
przewinień wydłuży się dziesięciokrotnie.
Następnie zeszliśmy
do piwnicy, gdzie podziwialiśmy szatnie.
– Idealne miejsce,
żeby schować się, kiedy nie chcesz wyjść na przerwę. Nikogo z nauczycieli nie
za bardzo obchodzi co tu się dzieje, więc rozwijają się tu szkolne mafie,
zaczątki hazardu i takie tam. Najlepszy interes robi Szprycha, który opycha
drożdżówki połowę taniej niż w sklepiku.
– To chyba nie jest
do końca legalne – zauważyła Lila z cwanym uśmieszkiem na twarzy.
– A kogo to
obchodzi? My możemy kupować taniej, hajs u Szprychy się zgadza, a tępaki z
dyrekcji myślą, że nie kupujemy w sklepiku bo jesteśmy fit i nie opychamy się
słodyczami. Wszyscy są zadowoleni.
Później hala
gimnastyczna.
– Powszechnie zwane
miejscem średniowiecznych tortur. Z wuefistów tylko Witecki jest spoko, reszta
to tyrani. Osobiście w szkole lubię tylko piłkę nożną, reszta… Cóż, ujdzie.
Wolę sporty ekstremalne, a tego tu jeszcze nie wprowadzili. I módlmy się, żeby
tak zostało, bo zapewne skutkowałby to kilkumiesięcznym zwolnieniem połowy
szkoły i zasypaniem oddziałów chirurgii.
Dalej biblioteka.
– Taka nasza
stacjonarna Wikipedia. W czytelni są kompy, więc co większe nerdy spędzają tu
całe przerwy grając w CS:GO czy innego Minecrafta. Jeśli chodzi o samą
bibliotekę, to oprócz lektur szkolnych nie ma tu zbyt dużo ciekawych pozycji.
Reszta to jakieś przyciężkie tomiska słowników.
I jeszcze na koniec
kanciapa woźnych.
– To z kolei jest
centrum dowodzenia wszechświatem 2.0. W wolnym tłumaczeniu wychodzi na to, że
wszystkie zamki w tym budynku należą do tych z sekretariatu, ale ci tutaj mają
do nich klucze. Taki paradoks. A i nie przeszkadzaj pani Steni, sprzątaczce,
którą mijaliśmy ją po drodze. Strasznie ją to wkurza. Ceni sobie pracę w
świętym spokoju.
Swoją przygodę
skończyli na dziedzińcu szkoły. Przez chwilę wpatrywali się w okna z zaciekami
i ceglane ściany.
– Fajna buda, nie? –
zapytał, ręką nakreślając sylwetkę szkoły.
– Ujdzie w tłumie,
ale doceniam twoje starania – parsknęła.
Dalej sterczeli obok
siebie nie wiedząc co powiedzieć.
– Miło się z tobą
gadało – przyznał chłopak. – Jakbyś chciała się spotkać…
– Czemu nie –
przyznała. – Ty też jesteś ciekawym rozmówcą. Masz oryginalne poczucie humoru.
– Uznam to za
komplement – nastolatek wyłowił z wewnętrznej kieszeni marynarki telefon i
kliknął okrągły przycisk, żeby go odblokować. – Podaj mi swój numer, żebym
mógł…
– Wybacz, ale ja… –
przerwała mu i zawahała się.
– O, rozumiem –
zreflektował się szybko. – Nie podajesz numeru każdemu, co? – uśmiechnął się
wyzywająco. – Muszę zasłużyć, hm?
– Nie, nie o to
chodzi – plątała się. – Ja…
– Ok, nie tłumacz,
rozumiem – przyznał. – To do jutra? – zapytał.
– T-tak. Lecę na
tramwaj. Do zobaczenia…
– Feliks – podpowiedział.
– Właśnie, Feliks –
dopowiedziała szybko. – Ładnie ci w tym garniturze – uśmiechnęła się, pomachała
ręką na pożegnanie i odeszła.
Chwilę odprowadzał
ją wzrokiem. Z dumą poprawił poły marynarki. Może nawet zacząłby nosić ją
częściej? Odbiłoby się to na poczuciu komfortu, ale zawsze można się
przyzwyczaić. Z przemyśleń wyrwał go wibrujący w dłoni telefon. Na ekranie
wyświetliła się nazwa „Debil/Idiota/Przyjaciel”. Westchnął i kliknął zieloną
słuchawkę.
– Hal…
– Jak było w kozie?
– zaczął Miki zanim Feliks zdążył się na dobre odezwać. – Pograliście sobie z
Kretem w szachy czy inne warcaby? Jak facet z facetem?
– Oprowadzałem nową
po szkole.
Nastała chwila
ciszy.
– Tą blondi w
pinglach? – dopytał.
– Mhm.
Kolejna chwila
ciszy, tym razem dłuższa.
– Całowaliście się?
Tym razem to Feliks
milczał. Nie sądził, że zostanie postawiony przed takim pytaniem.
– Nie, kretynie –
oburzył się, gdy minęła pierwsza fala szoku. – Skąd ci to w ogóle przyszło do
tego zblazowanego Battlefield’em łba?
– Luźne założenia.
Pusta szkoła jest chyba dość romantyczna, mógł wam się udzielić nastrój, nie?
– My tylko…
– Nie na pierwszej
randce, rozumiem. W sumie racja, poczekajcie na odpowiedni moment, nie ma co
przyspieszać faktów. Jak za bardzo się zaangażujesz, to wszystko schrzanisz.
Krok po kroku i w końcu…
– Nawet nie chce mi
się tego komentować…
– Nie musisz. Masz
przynajmniej jej numer?
– Nie, nie chciała
mi dać – przyznał Feliks dość niechętnie. Już miał zacząć tłumaczyć, że to
pewnie przez ich krótką znajomość, ale Miki go uprzedził.
– Olała cię –
westchnął. – Szczerze, to nie wiem czy jest co zbierać. Ten związek chyba nie
ma przyszłości, wybacz, że ci to uświadamiam. Masz pewnie pęknięte serduszko,
co?
– Prawdę mówiąc…
– Cierpisz. Pozwól,
że dotrzymam ci towarzystwa w tych ciężkich czasach. Za pół godziny będę,
Romeo.
Rozłączył się.
Feliks uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że przyjaciel z niego żartuje i to w
dość bezpośredni sposób i na dodatek znajduje byle jakie powody, żeby przyjść i
pograć na konsoli. Będzie trzeba wytrzymać jakoś jego towarzystwo. Chłopak
dużej nie sterczał pod szkołą. Do uszu włożył słuchawki i puścił jeden kawałków
Drake’a – Hotline Blings. W jego
rytmie doszedł do domu.