Autor szablonu: ArianadlaWioski Szablonów | Flower design by BiZkettE1 / Freepik

poniedziałek, 13 lutego 2017

VIII

Jeśli ktoś ma pecha, to zwykle na całego. Wiele książek opisywało historie, gdzie protagonista napotykał przeszkodę, która z każdym krokiem się wypiętrzała, aż nie wyrastała do kolosalnych rozmiarów i Feliks był właśnie jednym z nich.
Tego dnia, rodzice wcześniej wyszli do pracy, więc sam musiał zorganizować sobie śniadanie i transport. Budzik zawiódł i zadzwonił za późno. Chłopak biegał po domu naciągając na siebie spodnie, z kanapką posmarowaną pastą do zębów w ustach. Ostatecznie wybiegł w takim pośpiechu, że nie zabrał ani kurtki, ani parasola, które później bardzo by mu się przydały.
Przed ósmą stał na przystanku tramwajowym. Wcześniej wydawało mu się, że na zewnątrz jest ciepło, teraz nie miał już tego przekonania, tym bardziej, że zaczęło lać. Drżał i pociągał nosem, nawet co jakiś czas kichał. Wiedział, że cofnięcie się do domu nie wchodzi teraz w grę. Na dodatek pod nogami kręcił mu się mały terierek, a co chwila zza pleców słyszał poirytowany głos jego właścicielki.
– Synek, jak przeziębiony, to siedź w domu! Drażnisz mi pieska! Pańcia nie pozwoli skrzywdzić skarbu – tu już zwracała się do psa.
Deszcz lał się na chłopaka nieposkromionymi strugami. Całe szczęście po dziesięciu minutach podjechał tramwaj. Wbiegł do środka i skurczył się w kącie. Pani z pieskiem na rękach weszła tuż za nim. Szczeniak otrzepał się i dodatkowo opryskał chłopaka kolejną porcją deszczówki. Przemoczony do suchej nitki Feliks kulił się na fotelu i pocierał dłonie, żeby się rozgrzać.
Kiedy tramwaj stanął, roztrzęsiony wypadł na zewnątrz. Nie padało już na szczęście, ale chmury wciąż krążyły po niebie i nie było zbyt ciepło. Rozbryzgując kałuże deszczu wbiegł po schodach i znalazł się na szkolnym korytarzu. Stenia spojrzała na niego krzywo, po czym przydreptała, żeby wytrzeć gromadzącą się wokół kałużę. Chciał ja wyminąć i pobiec do klasy, tym bardziej, że kilka minut temu zaczęła się już druga lekcja.
– Ogrzewanie nie działa – krzyknęła za nim. Obejrzał się i zobaczył, że sprzątaczka ma na sobie gruby kożuch. On był z kolei ubrany w cienką, ciemnozieloną bluzę, która na dodatek cała nasiąknięta była deszczówką. – Leć do klasy – dodała, kończąc wycierać wodę.
Na drugą lekcję, jaką był polski, wpadł zdyszany, z progu przepraszając za spóźnienie. Niepolska uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i kazała zająć miejsce.
– Nie jest ci zimno? – zapytała lustrując go wzrokiem. – Jesteś cały przemoczony.
– Jest okay – zapewnił i zajął swoje miejsce koło Mikiego. Dygotał jeszcze i pociągał nosem, ale nauczycielka więcej go o nic nie pytała. Sprawdzała właśnie obecność, jedynie Szprychy nie było w szkole, ostatnio coraz częściej, właściwie przychodził tylko na ostatnie lekcje. Feliks tymczasem zauważył, że cała klasa siedzi ubrana w kurtki i automatycznie zrobiło mu się zimniej. Starał się nie zwracać na siebie uwagi i próbował jak najciszej pociągać nosem. Na przerwie Miki zaoferował, mu swoją kurtkę, ale ten odmówił.
– Daj spokój stary, przeziębisz się – nalegał.
– Od kiedy ty się o mnie martwisz? – zaśmiał się Feliks, wycierając nos.
– Ostatnio ciągle ci coś jest, a jak ja cię nie przypilnuję, to nikt tego nie zrobi. Miejsce na cmentarzu jest dość drogie, a ty pewnie jeszcze nie myślałeś nad polisą. Na twoim miejscu bym się nad tym poważnie zastanowił. Bierz tą kurtkę i nie kozakuj.
– Daj spokój…
– Daj spokój, daj spokój, a rozłożysz się na tydzień, co najmniej. W sumie, może podczas twojej nieobecności prawdziwy złodziej zachciałby coś ukraść i odsunąłbyś od siebie podejrzenia?
– Nie gdybaj, jeszcze nie jestem chory.
– Już niedługo, zobaczysz – w odpowiedzi Feliks kichnął potężnie. – O widzisz? Już się zaczyna.
 Ostatecznie pod koniec dnia, chłopak był tak zmarnowany, że całkowicie zapomniał o swojej pogadance z dyrektorem. Był już w drodze do wyjścia, aby najszybciej ulotnić się do domu, ale zatrzymał go Miki, wspaniałomyślnie przypominając o tym nieszczęsnym spotkaniu. W myślach pożegnał się już z gorącą herbatą, kocem i działającym kaloryferem... Mimo wszystko podziękował mu, bo gdyby dzisiaj nie zjawił się u Gandalfa miałby jeszcze większy problem. Zawrócił niechętnie i po chwili stał pod sekretariatem. Miki zaoferował, że poczeka, na co Feliks skinąłem głową, po czym zapukałem do drzwi. Wpuściła go sekretarka i od razu został zaproszony do gabinetu dyrektora. Gandlaf siedział za swoim biurkiem i zgłębiał tajniki najnowszych technologii – mówiąc bardziej po ludzku pisał sms na telefonie. Zobaczyć kogoś takiego jak on z komórką było cudem, o smartfonie nie wspominając. Jeszcze nie zauważył chłopaka, zorientował się dopiero, kiedy usiadł na krześle naprzeciw niego.
– O, jesteś już – nerwowo odłożył telefon, jakby chciał wyprzeć się przed światem, że kiedykolwiek go dotykał. Skrzyżował ręce na piersi i zlustrował Feliksa wzrokiem. – Nie za zimno ci?
On również siedział w płaszczu, na dodatek bardzo grubym i ciepłym. W odpowiedzi chłopak tylko kichnął, zasłaniając usta dłonią. Nie chciało mu się tłumaczyć, więc wzruszył ramionami. Gandalf nie drążył tematu. Na nos nasunął okulary i przybrał pozę mędrca, który ma osądzić los zbłąkanego niewiernego. Dla lepszego efektu ułożył dłonie na kształt piramidki i rozparł się wygodnie w fotelu.
– Miałeś czas, żeby zastanowić się nad sowim zachowaniem – zaczął z poważną i groźną miną – i przypominam ci dodatkowo, że jest to twoja ostatnia szansa. Masz mi coś do powiedzenia?
– To samo – odparł chłopak. – Nie kradłem, nie kradnę i nie zamierzam kraść.
Chyba nie takiej odpowiedzi dyrektor się spodziewał. Zapewne nie chciał sięgać po radykalne środki. Policja zdecydowanie popsułaby renomę szkoły, ale przecież nie powie o tym głośno. On, jak i inni nauczyciele zbagatelizowali już tyle przypadków palenia i picia na, a także poza terenem szkoły, że i w tym przypadku mogłoby się obejść bez tego. Oczywiście, wcześniej musiałby się znaleźć skradzione przedmioty.
– Jeśli nie przyznasz się po dobroci, będę zmuszony wezwać policję – zagroził, chodź sam wiedział, że wiele w tym prawdy nie ma. Mimo wszystko, był dumny z własnego, przekonywującego tonu. – Nie chciałbyś chyba mieć problemów.
– Nie chcę mieć, to prawda, ale tłumaczę, że to naprawdę nie byłem ja – wypierał się uczeń.
Zapanowała niezręczna cisza. Dyrektor chłodno kalkulował, młody wiercił się niespokojnie.
– Mogę coś zaproponować? – spytał Feliks, kiedy przez pięć minut żadne z nich się nie odezwało. Kontynuował nie czekając na odpowiedź. – Mówiłem panu, że ta dziewczyna prosiła mnie, żebym jej przyniósł...
– Tak, ale ona zaprzeczyła – przerwał Gandalf.
– Nie wiem dlaczego – jedyne, co wiedział w tej sprawie tylko, że nie chciała, by jej rodzice musieli odwiedzić szkołę, ale nie podzielił się tymi spostrzeżeniami z dyrektorem – ale jeśli jest u nas w szkole monitoring, może pan się sam przekonać jak było naprawdę.
Przez chwilę trawił w myślach wszystkie za i przeciw tego pomysłu. Był trochę zły, że sam nie wpadł na to wcześniej.
– Uczniowie nie mają prawa do oglądania nagrań z monitoringu szkolnego – odparł rzeczowo.
– Ale pan ma – podchwycił dzieciak. – I może pan z tego prawa skorzystać.
Zastanawiał się kolejnych kilka minut, po czym bez słowa włączył stojący na biurku komputer. Sprzęt zaczął cicho szumieć. Chwilę klikał w klawisze klawiatury, po czym z powrotem spojrzał w stronę ucznia.
– Przypomnij mi jaki to był dzień? – padło beznamiętne pytanie.
Feliks podał datę, a Gandalf wrócił do klikania. Wszystko szło zgodnie z planem. Chłopak pozwolił sobie nawet wychylić tak, żeby mógł widzieć ekran. Dyrektor nie zwrócił na to zbytnio uwagi. Wysłuchał wskazówek co do miejsca i czasu rozmowy z Lilą, po czym włączył odpowiednie nagranie. Przez chwilę obserwowali korytarz po którym przebiegały tabuny uczniów.
– Kamer w szatni niestety niema – poinformował w między czasie Gandalf. – A przydałby się... – mruknął do siebie po chwili.
Trochę się uspokoiło i na ekranie pozostali tylko Feliks z Lilą. Nagranie nie miało dźwięku, ale widać było, że rozmawiali, później obydwoje oddalili się, a po następnych kilku minutach wrócili i tym razem Feliks podał dziewczynie banknot, po czym każdy poszedł w swoją stronę.
– Widzi pan? Dokładnie tak jak powiedziałem – Feliks oparł się na fotelu i skrzyżował ręce na piersi. – A ponieważ jedyny argument jaki mieliście przeciwko mnie właśnie przepadł, to uznaję, że jestem czysty.
Trochę skołowało to Gandalfa, ale ostatecznie musiał przyznać swojemu zbłąkanemu niewiernemu rację. Jak na człowieka bardzo ambicjonalnego, przyszło mu to z niemałym trudem. 
– W takim razie, dlaczego twoja koleżanka skłamała? – zapytał, żeby podbudować swoją linię obrony.
– Spróbuję się dowiedzieć – zaoferował szybko.
– I ważniejsza kwestia, skoro nie ty kradłeś, to kto?
– Pojęcia nie mam, proszę pana, ale to już chyba nie leży w mojej gestii.
– I to na pewno nie byłeś ty? – upewnił się.
– Zapewniam.
– Dobrze... Powiedzmy, że wierzę, ale pamiętaj, że jesteś na celowniku. Jak coś wywiniesz, nie będę już taki wspaniałomyślny. A teraz leć, bo wyglądasz na nieźle zaziębionego.
Nie musiał dwa razy powtarzać. Rudzielec wyleciał z jego biura jak Stoch odbijający się z progu i poszybował do wyjścia. Gandalf chwilę rozmyślał gładząc brodę. Prawdę mówiąc, polubił rodziców chłopaka, wydawali się inteligentnymi ludźmi, więc nie za bardzo chciało mu się wierzyć w winę Feliksa. Z kolei jeśli nie on to kto? I jak się za to zabrać? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi.
 Na przyjaciela przed wejściem czekał Miki.
– I jak? – zapytał jak tylko go zobaczył.
– Uwierzył. Zostałem uniewinniony – uśmiechnął się promieniście w odpowiedzi.
– Nie gadaj.
– Monitoring. Nakręcił całą moją rozmowę z Lilią – chłopak wyjął z kieszeni chusteczkę i wytarł nos. – Chodź do domu, bo zaraz z katarem wypłynie mi mózg.

Po paskudnym, szarym piątku nadeszła cudowna, słoneczna sobota. Feliks spał jeszcze, mimo późnej godziny, ale nikomu to nie przeszkadzało. Wczoraj, gdy wrócił do domu był bardzo niewyraźny, więc na prośbę mamy, zbadał go tata. Wszyscy, łącznie z ojcem lekarzem, byli pewni, że nabawi się grypy, ale ku ich, a nawet samego Feliksa zdziwieniu, wyszedł z tego jedynie z lekkim przeziębieniem. Mama nalegała też, żeby poleżał trochę, ale piękna pogoda wywabiła go na dwór, więc zdzwonił się z Mikim i około południa byli już w mieście. Chwilę kręcili się bez celu, później poszli do kina na jakiś nowy film, którego tytułu nawet nie zapamiętali, w każdym razie nie był zbyt powalający. Ostatecznie wrócili do domu po deskorolki. Chcieli pojeździć trochę tu i tam, a ostatecznie ni stąd, ni zowąd znaleźli się pod kamienicą Lili.
– Stary, co my tu właściwie robimy? – zapytał Miki, który bez żadnych pytań jechał za Feliksem i nie zastanawiał się zbytnio dokąd zmierzają.
– Chcemy coś sprawdzić – odpowiedział i oparł się o ścianę w bezpiecznej odległości od bramy. Spojrzał na zegarek.
– Co konkretnie?
– Wtedy, kiedy za nią szliśmy wyszła z domu przed szesnastą. Jeśli mamy szczęście, to dzisiaj też gdzieś pójdzie, może nawet w to samo miejsce. Wtedy za nią pójdziemy i zobaczymy jak rozwinie się sytuacja.
– A jeśli nie? Może to było jednorazowe wyjście.
– Mówię przecież, że zobaczymy.
– Mam nadzieję, że masz świadomość, ze ten plan jest tak bezsensowny, jak moje próby poprawienia pał z chemii, prawda?
– Może…
No i czekali. Miki grał w coś na telefonie, Feliks z kolei obserwował bramę. Po pół godziny byli już trochę zrezygnowani i właściwie chcieli się zbierać, ale nagle wyszła ­– ten sam makijaż, taka sama fryzura, znów jakby kilka lat starsza. Tym razem aż tak ich to nie zdziwiło.
– Co teraz? – wyszeptał Miki, chociaż nawet jakby powiedział to głośno, to Lila i tak była zbyt daleko, by ich słyszeć.
– Teraz zobaczymy gdzie ona chodzi taka odstrzelona.
– Znowu ją będziesz śledził?
– Nie. My będziemy.
– Nie podoba mi się to – mruknął niechętnie. – Ale skoro ci aż tak zależy, to jestem w stanie się poświęcić. Dla dobra sprawy, czy coś... Ale weźmiesz mnie jako świadka na waszym ślubie.
Wskoczyli na deskorolki i bardzo wolno jechali za nią. Bezpieczniej byłoby iść, ale zgodnie stwierdzili, że nie chce im się dźwigać desek. Lila szła szybko i nie odwracała się, co ułatwiało chłopakom wtapianie się w tłum. Zatrzymała się dopiero przed jakimś pubem. Feliks z Mikim przystanęliśmy kawałek dalej, przyglądając się budynkowi, do którego wchodziła. Niski, dość obskurny, połowa szyb była wybita, a do środka wchodzili ludzie dość nieciekawi, można było stwierdzić, że nie byli do końca trzeźwi (przynajmniej większość). Tym bardziej zastanawiało ich, czego szuka tam Lila.
– Wchodzisz tam?– zapytał Miki.
– A ty?
– Ja poczekam.
– No nie gadaj, że się boisz – zaśmiał się.
– Oczywiście, że nie, ale to idiocenie się, to był twój pomysł, więc teraz ty idziesz zmierzyć się z konsekwencjami, stary. Będę osłaniał tyły.
Rudzielec nie nalegał. Zostawił mu swoją deskorolkę i ruszył w stronę wejścia do pubu.
Z bliska budynek wyglądał jeszcze gorzej. Tynk odchodził płatami, ale prawdopodobnie była to nawet zmiana na lepsze biorąc pod uwagę musztardowy kolor ścian. Nad drzwiami wisiał szyld, na którym kiedyś była chyba wymalowana nazwa, ale najwyraźniej już się zatarła i nikt nie trudził się by ją odnowić. Przed drzwiami rozwalały się stare parasole z logiem Tyskie i puszki po tym samym napoju. Od razu po wejściu do środka człowiek musiał zmierzyć się z falą zapachów, między innymi piwa, potu i kebabu. Przy rozrzuconych po całej sali stolikach siedzieli niezbyt eleganccy klienci. Jedli, pili, śmiali się i rozmawiali.
– Ty, mały, czego tu!? – krzyknął jeden z siedzących i zakrztusił się rechotem.
Chłopak zignorował go, po czym zaczął rozglądać się nerwowo po pomieszczeniu. Zza zaplecza wyszły dwie kelnerki w czarnych fartuszkach. Jedną z nich była Lila. Wyminął kilka stolików i stanął naprzeciw niej.

– Hej – przywitał się jak gdyby nigdy nic. – Musimy pogadać.

niedziela, 12 lutego 2017

VII

Feliks po jednodniowej nieobecności został przywitany jak ostatni śmieć. Wszyscy obchodzili go szerokim łukiem i tak jak podejrzewał, plotki rozkręciły się na dobre. Chłopakowi zostały przypisane wszystkie dotychczasowe kradzieże. W klasie czuł się jak w zakładzie karnym pełnym kryminalistów, którzy za wszelką cenę chcieli mu przywalić. Starał się nie zwracać na to uwagi, ale kiedy na trzeciej lekcji ktoś ciągle czymś w niego rzucał, stracił cierpliwość. Miał zamiar pójść z tym do wychowawcy, ale po krótkim namyśle uznał, że to i tak nic nie da – Kret był ostatnią osobą, która mogłaby się nad nim ulitować. Jedynymi osobami w szkole, oprócz Mikiego i Lili, które wierzyły w jego niewinność były Niepolska, nauczycielka od polskiego i Witecki od wuefu. Ten drugi obiecał mu, że zrobią wszystko, żeby zaciągnąć go do reprezentacji.
Jak się okazało, że kiedy Feliks odchorowywał stres w domu, w szkole nic nie zginęło i panował względny spokój. Oczywiście to nie polepszyło jego sytuacji, wręcz ją pogorszyło. Ludzie po prostu umieli łączyć pewne fakty i zrozumieli, że skoro jego nie było szkole, to naturalnie nic nie mógł ukraść. Ich przekonanie potwierdziło się, kiedy na fizyce do Kreta podszedł Kuba, najmniejszy, najbardziej nieśmiały z całej drugiej A, typowy cycek, maminsynek, itd. itp. Prawie płacząc powiedział, że ktoś zabrał mu słuchawki, bo nigdzie ich nie ma. Kopiec spojrzał prosto na Feliksa, zamrażając przy okazji jego duszę. Chłopak przełknął ślinę i przez chwilę naprawdę owładnęło nim poczucie winy. Kret zaczął opowiadać jak bardzo trzeba być nieczułym, żeby dopuszczać się takich rzeczy. Mówił z takim przekonaniem, że Feliks poczuł się, jakby co najmniej kogoś zamordował. Chłopak spuścił głowę. Iga z Bożeną odwróciły się do niego ostentacyjnie.
– Jeden dzień cię nie było i przynajmniej był spokój – fuknęła pierwsza.
– Co, dłużej wytrzymać nie mogłeś?
– Odwalcie się, ok? – warknął. – Nikt was o zdanie nie pytał.
– Jakby ktoś spytał o zdanie mnie, to już by cię wywalili z tej szkoły, więc dziękuj.
– Dajcie mu spokój, dobra? – wtrącił Miki. – Lepiej zajmijcie się tym co umiecie najlepiej, ok? Po prostu uwsteczniajcie się w rozwoju dalej, bo jak widzę, ostatnio robicie to wręcz hobbystycznie.
Spojrzały po sobie i niechętnie się odwróciły. Zapewne nie miały na to dobrej riposty. Raczej ich zaczepne odzywki ograniczały się do bezmyślnego rzucania obelg. Tak czy owak, były niesamowicie irytujące, na dodatek to właśnie one wciąż podniecały plotki.
Feliks widział Lilę tylko klika razy w czasie przerw i lekcji – za każdym razem z jakąś książką. Po dłuższych oględzinach, zauważył, że to komiks. Uśmiechnął się duchu i postanowił sobie, że prędzej czy później wciśnie jej jakąś ambitniejszą lekturę.
Ostatnim razem widział ją jak wychodziła ze szkoły. Jak zwykle trochę za bardzo się śpieszyła. Nagle chłopaka naszła pewna myśl. Wziął ze sobą Mikiego i ruszył tuż za nią. Miał zamiar iść aż do jej domu.
– W sumie co masz zamiar osiągnąć? – pytał Miki, który nie został poinformowany o wczorajszej wizycie Lili u Feliksa. – I czemu chcesz wkręcać w to mnie.
– Jesteś tu czysto dla towarzystwa – odparł chłopak. – Bądź cicho bo nas zauważy.
Szli w odstępie tylko kilku metrów od niej, modląc się przy tym, żeby się nie odwróciła. Trudno by się było z tego wytłumaczyć. Kiedy weszła do tramwaju, pojawił się prawdziwy problem, bo na tak małej przestrzeni łatwo mogła ich zobaczyć. Wsiedli za nią, po czym umościli się gdzieś na skraju wagonu. Ona siedziała mniej więcej po środku, bokiem do nich. Wyjęła komiks i zaczęła czytać. Feliks narzucił na głowę kaptur i wcisnął się w kąt wagonu. Miki wyglądał jak większość nastolatków z ich szkoły, ale Feliks miał tak jaskrawy odcień włosów, że spokojnie mógłby robić za odblask. Wystarczyłoby, żeby Lila odwróciła się w ich stronę i problem gotowy. Na szczęście nic takiego nie zaszło, a gdy tramwaj stanął, wyszła drzwiami bardziej od niej oddalonymi. Pognali za nią, gdy tylko opuściła wagon. Na ułamek sekundy stracili ją z oczu, ale po chwili zauważyli, jak znika w bramie jednej z szarych, dość nędznych kamienic naprzeciw parku, w którym ostatnio Feliks był z psem. Po chwili stali na podwórku.
 Lila zniknęła już w jednej z klatek. Ustalenie w której nie powinno stanowić problemu, wszystkie nazwiska zostały wypisane na listach przy drzwiach. Rozejrzeli się pobieżnie. Niedaleko nich grupka dzieciaków grała w gumę, irytując tym samym wieszającą pranie babcię. Nie było to miejsce zbytnio przytulne, raczej dość niebezpieczne, zakrawające nawet o Ursynów w Warszawie. Feliks mieszkał w uroczym domu jednorodzinnym z ogrodem we wspaniałej dzielnicy niedaleko centrum, Miki w mieszkaniu w jednym ze świeżo wybudowanych eko-bloków, więc żadne z nich wcześniej nie miało powodów, żeby zaglądać w takie miejsca. Długo nie sterczeli w miejscu. Podchodzili po kolei do kolejnych klatek, aż natknęli się na tabliczkę Czerwińscy. Wspięli się po schodach i stanęli przed mieszkaniem numer 15.
– Co teraz? – zapytał szeptem Feliks, jakby z obawy, że ktoś go usłyszy.
– Nie wiem, geniuszu. Ty byłeś pomysłodawcą genialnego planu pod tytułem „stalkujemy moją niedoszłą dziewczynę”. Czekam na dalsze rozkazy.
– Nie mam dalszych… Nie wiem co robić – przyznał.
– A to moja wina?
– Myślałem, że jak tu przyjdziemy, to…
– To rozwiążą się wszystkie twoje problemy i będziesz mógł z Lilą miziać się na korytarzach szkolnych, udając, że nie chcesz rzucać się w oczy, ani robić sensacji?
– Ja nie…
– Błagam cię, przecież widzę jak cię do niej ciągnie. Nic tu nie osiągniesz, więc możemy iść. Jedyne co wiesz, to pod jaki adres wysłać kartkę na święta, a teraz chodź.
Kontynuowaliby wymianę zdań, ale usłyszeli kroki na schodach. W zasadzie nie powinno ich to dziwić – ktoś po prostu wracał do swojego mieszkania. Mimo wszystko wspięli się piętro wyżej i zza balustrady obserwowali przybysza. Na korytarzu pod nimi pojawił się na oko czterdziestoletni mężczyzna, całkiem przystojny i w niezłym garniturze, po którym widać było, że właściciel nosi go już kilka dobrych lat. Poza tym wyglądało na to, że jest nieźle wstawiony, nieogolony, a za nim ciągnęła się woń czystej wódki. Wszedł do jednego z mieszkań i kiedy smród trochę opadł, Feliks głośno wypuścił powietrze i przysłonił ręką usta.
– Chryste… – jęknął. – Ten facet zionął, jakby opróżnił cały alkoholowy. Chyba zwrócę śniadanie – powstrzymywał narastający odruch wymiotny.
– Jęczysz mała dziewczynka – westchnął Miki.
– Miałem problemy żołądkowe i po prostu trochę sobie nie radzę – oparł się o ścianę i starał się brać głębokie wdechy.
– Widziałeś gdzie wszedł?
– Pewnie do swojego mieszkania.
– Do mieszkania Lili, kochany.
Hiperwentylacja Fliksa trochę osłabła, uspokoił się już nieco i teraz gapił się na przyjaciela, jak na UFO.
– Do jej mieszkania, mówisz? – zapytał.
– Widziałem.
– Czego on od niej chce?
– Bo ja wiem.
Wtedy zza zamkniętych drzwi usłyszeli trzask tłuczonego szkła. Spojrzeli na siebie z niepokojem. Przez chwilę nasłuchiwali, ale więcej nie dobiegło do ich uszu. Feliks czuł jak przyspiesza mu serce i pocą mu się ręce, poza tym zawirowało mu się w głowie. Zwykle nie radził sobie zbytnio w stresujących sytuacjach.
Drzwi się otworzyły i na korytarzu pojawiła się Lila. Wyglądała tak samo, jak wtedy, kiedy chłopak widział ją w parku. Miała sukienkę do kolan, obcasy jak szczudła, prosty kok i rażąco czerwoną szminkę. Nie mówiła, że ma łudząco podobną do siebie starsza siostrę, więc wydawało im się, że mogą to wykluczyć. Feliks już wstawał, żeby z nią porozmawiać, ale Miki złapał go za rękaw bluzy. Puścił dopiero, kiedy Lila opuściła klatkę.
– Ja… Ja chciałem z nią…
– Śledziliśmy ją kretynie, myślisz, że ucieszyłaby się jakby się dowiedziała?
– Miki, ja…
– A, a, a. Nie pójdziesz się wkopać, nie pozwolę ci – pociągnął przyjaciela do wyjścia. – Ciebie trzeba pilnować jak dzieciaka, bo zaraz wywiniesz jakąś pajacjadę i ja będę cię musiał wyciągać.
Będąc już w domu, rodzice poprosili Feliksa na rozmowę. Domyślił się, że chodzi o kradzieże, ale nie wiedział czego się spodziewać.
– Na początek – zaczął tata – chcemy, żebyś wiedział, że ci wierzymy. Po prostu wiemy, że nie zabrałbyś czegoś co nie jest twoje, a na dodatek nie miałeś powodu.
Feliks przyznał im rację. Gdyby nie to co powiedziała Lila, pewnie nikomu nawet nie przyszłoby do głowy, żeby go oskarżyć. Należał raczej do tych cichych i nie sprawiających kłopotów osób.
– Dyrektor mówił, że jeśli sprawa nie wyjaśni się do końca tego tygodnia, to będzie musiał zabrać się za tę sprawę z innej strony… Nie chcemy żebyś miał problemy z policją i mamy nadzieję, że rozumiesz, że sprawa jest dość poważna, prawda?
Skinął głową prawie niezauważalnie.
– W piątek zostaniesz jeszcze raz wezwany do gabinetu.
Miał czas do piątku, żeby udowodnić swoją niewinność.

Po czwartkowych lekcjach po raz ostatni spróbował porozmawiać z Lilą, niestety ta ciągle trzymała prze swoim. Oczywiście słowem nie wspomniał o tym, że za nią szedł i wiedział więcej niż ona myślała, że wie. Dalej była nieugięta, ale zapewniała, że jest jej niewymownie przykro. Jemu niestety na nic się to nie przydało. Poszła. Przez dłuższą chwilę obserwował jak idzie korytarzem. Kiedy zniknęła za zakrętem obok chłopaka, standardowo zmaterializował się Miki.
– Miałeś ją zostawić, nie? – zapytał wprost.
– Starałem się tylko dojść do jakiegoś porozumienia – westchnął Feliks.
– I co?
– Nico. Nic nie chce mówić. Zresztą po co pytasz, i tak wszystko podsłuchałeś.
– Ależ skąd – zapewnił dość sztucznie i z dużą manierą. Kłamstwo przychodziło mu równie łatwo, jak Kim Kardashian napychanie sobie piersi botoksem.
– Jak ja mam ci ufać?
– Oj tam, przesadzasz. Po prostu strasznie głośno rozmawiacie.
– Rozmawiamy normalnie, tylko ty się za bardzo przysłuchujesz – zauważył. Ostatecznie jednak dał za wygraną. – To co dzisiaj robimy?
– A ty przypadkiem nie masz problemu do rozwiązania?
– Mam.
– I co zrobisz z tym faktem? – zapytał.
– Co ma być, to będzie. Nie będę się przejmować na zapas – wzruszył bezwiednie ramionami. Przypomniał sobie niedawne wizyty w toalecie i stres, który mu wtedy przyświecał. Postanowił sobie, że drugi raz się do tego stanu nie doprowadzi.
– Coś ty nagle taki optymistyczny? Mówię ci, że coś jeszcze na ciebie znajdą – zaśmiał się ze złośliwym uśmieszkiem. – Głodny jestem, chodź na pizzę.
Siedząc przy stole nad familijną salami rozwinęła się przyjemna rozmowa. Dyskutowali o piłce nożnej, siatkówce, ogólnie o sporcie, tak, jakby nic się nie stało. Zasiedzieli się trochę, więc kiedy zrobiło się już naprawdę późno, wygoniła ich kelnerka. Do domów wracali ciemnymi ulicami, które oświetlały tylko światła lamp ulicznych i reflektory przejeżdżających aut. Nic nie mówili. Feliks odprowadził Mikiego pod same drzwi, gdzie uścisnęli sobie dłonie.
– Poradzisz sobie stary? – zapytał przyjaciel.
– Co mam sobie nie poradzić? – rudzielec wzruszył ramionami. Wtedy pewna myśl przyszła mu do głowy. Pomysł nierewelacyjny, ale niezły – Właściwie, tak sobie myślę... Czy w naszej szkole jest monitoring?
– Chyba w niektórych miejscach, a co?
– Jakby kamery wyłapały moją rozmowę z Lilą, to sprawa byłaby jasna, nie?
Wiele oglądał filmów, w których nagrania z monitoringu były kluczowe dla śledztwa. Możliwe, że jeśli kamery zanotowały, że faktycznie przekazał Lili pieniądze, to uda mu się wyjść z tego obronną ręką.
– Czy ja wiem... Chyba mógłbyś spróbować, co ci szkodzi – mówiąc to, nie był zbyt pewny. Feliks westchnął, a Miki poklepał go po ramieniu. – Jeśli chcesz, możesz wpaść do mnie – kciukiem wskazał na stojący za nim dom. – Nie jest jeszcze aż tak późno, więc...
– Nie, ja już będę się zbierał. Do jutra – uśmiechnął się jeszcze na pożegnanie.
Ciemnymi ulicami wrócił do domu.

piątek, 10 lutego 2017

VI

Kret stał nad ławką Feliksa i wlepiał w niego pełne wściekłości spojrzenie. Chłopak miał niemały problem. Okazało się, że źle ocenił sytuację i zamiast z kurtki Lili, wyjął pieniądze Julii. Iga z Bożeną natychmiast zawiadomiły o tym wychowawcę, będąc przekonane, że przyłapały złodzieja. Feliks tymczasem siedział i nie wiedział co powiedzieć.
– Bardzo jestem ciekaw, jak się z tego wybronisz – nauczyciel skrzyżował ręce na piersi i patrzył na chłopaka jak na kryminalistę.
– To był wypadek. Chciałem znaleźć kurtkę Lili.
– Aha, czyli po prostu trafiłeś na nie tą ofiarę co trzeba – Kret skinął głową.
– Nie, zupełnie nie o to chodzi – tłumaczył. – Lila prosiła, żebym przyniósł jej pieniądze, a ja pomyliłem kurtki. Oddałem jej tą dwudziestkę.
Kret bez przekonania zwrócił się w stronę dziewczyny.
– Wyjaśnimy to po lekcjach z waszymi rodzicami. U dyrektora. No chyba Lilianno, że masz swoje zdanie w tej kwestii.
Była blada i nie dało się tego ukryć. Wyglądała jakby coś ją gryzło i dopiero po chwili namysłu odpowiedziała.
– O nic go nie prosiłam i żadnych pieniędzy nie dostałam.
Mówiła cicho, trochę niepewnie. Feliks nie wierzył w to co usłyszał. Dziewczyna właśnie wydała na niego wyrok, uniewinniając przy tym siebie. Przez chwilę trawił to w głowie.
– O co ci chodzi? – zapytał zirytowany. – Dobrze wiesz jak było.
– Próby wpływania na zeznanie świadka są karalne – wtrącił Kret. – Lilianna powiedziała prawdę i nikt z nas nie ma prawa tej prawdy podważać. Co do ciebie, młody człowieku – spojrzał wymownie na chłopaka – widzimy się dziś po lekcjach w sekretariacie. Twoi rodzice mogą przyjechać, mam nadzieję?
Sam nie był pewny. Jeśli czegokolwiek był teraz pewny, to swojego wkurzenia na Lilę. W życiu nie sądził, że to właśnie ona może go tak wkopać. Po dzwonku natychmiast wyszedł z klasy i czekał na nią przy drzwiach. W środku cały kipiał i miał szczerą nadzieję, że jego wątpliwości zaraz zostaną rozwiane.
– Co to miało, przepraszam bardzo, być? – zapytał, jak tylko złapał ją w drzwiach.
– Nie krzycz, głucha nie jestem – odburknęła. – Zrobiłam tylko to co musiałam.
– Ah tak, pogrążając mnie?
– Nic nie rozumiesz – wyminęła go i zostawiła w tyle. Natychmiast do niej dobiegł.
– Nie możesz tak po prostu iść – złapał ją za ramię. – Może chociaż trochę mi wytłumaczysz?
– Feliks, uwierz, nie mam zamiaru – wyrwała się i odeszła. Tym razem za nią nie szedł.
W życiu nie pomyślałby, że ona okaże się… Taka. Stał zdębiały na środku korytarza i śledził ją wzorkiem. Zostały mu dwie godziny do spotkania z dyrektorem i rodzicami. Zarówno u Kreta, jak i w klasie był już przegrany. Czuł się po prostu podle.

Siedział naprzeciw Gandalfa i z uporem maniaka wpatrywał się pod nogi. Muchy odbijały się o okno pragnąc wydostać się na wolność. Za nim, na kanapie siedzieli rodzice, a przed nimi przechadzał się Kret. Dyrektor zapisywał coś w notatniku. Jako człowiek starej daty nie przejmował się Macbookiem stojącym obok i pieczołowicie wszystko notował. Trwało to mnóstwo czasu. Feliks myślał o Lili i o jej nielojalności i w ogóle nieracjonalnemu zachowaniu. Wydawało mu się, że się przyjaźnią, mają wspólne tematy, dogadują się… Dyrektor odłożył kartki i splótł dłonie na biurku, po czym zmierzył chłopaka wzrokiem.
– Panie dyrektorze – wyrwał się natychmiast Kret. – Sprawa jest niesamowicie poważna. Udało mi się ustalić, że Feliks Nowicki, siedzący tutaj, dopuścił się kilku przewinień, mianowicie okradał swoich klasowych kolegów i koleżanki, a ponadto…
– Przepraszam, ale czy ma pan na to jakiś dowód? – spytała mama chłopaka, bo nie mogła uwierzyć w winę jej syna.
– Mamy zeznanie świadka i…
– Tłumaczyłem – wtrącił chłopak. – To był przypadek. Mówiłem, że zostałem o to poproszony przez… znajomą – powstrzymał się od nazwania jej przyjaciółką.
– Ona kazała ci kraść? – dopytał dyrektor.
– Nie, po prostu cały czas wydawało mi się, ze to była jej kurtka, bo prosiła, żebym wyjął pieniądze z jej kurtki – podkreślał.
– Ona twierdzi coś innego – Kret zawędrował aż za biurko Gandalfa. Wszędzie go było pełno. Feliks westchnął przeciągle.
– Najwyraźniej kłamie. Z góry mówię, że nie wiem dlaczego.
– Ona nie ma powodu by kłamać, chłopcze. Jeśli twoja historyjka byłaby prawdziwa, to ani jej ani tobie nic by nie groziło, a w takim wypadku – wyjrzał w zamyśleniu przez okno – proponowałbym obniżenie zachowania do nagannego i zawieszenie.
– Chyba pan kpi – ojciec chłopaka starał się zainterweniować. – To wasze zeznanie to nie żaden dowód, tym bardziej, że przecież Feliks wyraźnie powiedział, że doszło do pomyłki.
– Na poparcie tej historyjki również nie ma zbyt silnych dowodów – skwitował. – Nalegałbym, żeby…
– Kre… To znaczy, Kopiec, czy mógłbyś poczekać przed sekretariatem? – zapytał dyrektor bawiąc się kosmykiem brody.
 Kret oczywiście nalegał, że jako wychowawca musi być pod ręką i sam proponować rozwiązania problemu, ale dyrektor delikatnie mówiąc wygonił go za drzwi. Nauczyciel pomrukując coś pod nosem opuścił gabinet. Gandalf wyprostował się na krześle i spojrzał Feliksowi prosto w oczy.
– Ukradłeś te rzeczy? – zapytał wprost.
– Nie – odpowiedział pewnie Feliks.
– Też nie wierzę, żebyś na samym początku roku szkolnego robił takie głupoty, tym bardziej,  że przecież jesteś dobrym uczniem i nie masz żadnych zarzutów na koncie… No, może kilka – ukradkiem spojrzał na szafkę z hakami na wszystkich uczniów. – Powiedz mi, co w takim wypadku robimy?
– Pan mnie uniewinnia, a ja szukam winowajcy.
– To nie zakład karny, mój drogi. Nie będziesz prowadził żadnego śledztwa, tym bardziej, że chcąc nie chcąc jesteś jednym z podejrzanych.
Do gabinetu zajrzał Kret.
– Nalegałbym…
– Dość, Kopiec – zawołał dyrektor. – Tak się składa, że rozmawiam z twoim uczniem, więc proszę, poczekaj na zewnątrz.
Kret wycofał się nieśmiało. Delikatnie zamknął drzwi gabinetu.
– Na czym my stanęliśmy… – Gandalf zamyślił się chwilę. – A właśnie, chciałem poruszyć jeszcze jedną kwestię. Ostatnio pan Witecki bardzo cię zachwalał.
– Naprawdę? – zdziwił się chłopak.
– Obserwuje cię już od pewnego czasu. Mówił, że wybitnie grasz w piłkę nożną i chciałby cię w tym roku widzieć w reprezentacji szkoły.
– To miło – przyznał bez przekonania, ale w głębi duszy poczuł dumę.
– Jednak… – zawahał się przez chwilę. – Jeśli okazałoby się, że to faktycznie ty kradłeś i musielibyśmy cię zawiesić, wtedy… Rozumiesz.
Zrozumiał. Wtedy nie mógłby reprezentować szkoły, głównie dlatego źle by to wyglądało. Prawdę mówiąc w tym momencie poczuł złość, bo co prawda niewiele o tym mówił, ale reprezentacja była jednym z celów, które miał zamiar osiągnąć.
– Nie możecie mi tego zrobić – zaznaczył chłopak. – Tłumaczyłem, że niczego nie ukradłem.
– Staramy się to wyjaśnić, ale…
– Ale co? Trzeba znaleźć jakieś popychadło, na które będzie można zrzucić całe zło świata, tak? Mi naprawdę zależy na tej reprezentacji i nie możecie mi tego popsuć – wstał z miejsca.
– Feliks, siadaj proszę – powiedziała spokojnie mama.
Chłopak nie posłuchał. Odsunął krzesło i szybko wyszedł z sekretariatu. Mama wyszła za nim, ale mimo, że go wołała on się nie cofnął. Wyszedł przed budynek szkoły i ciężko odetchnął. Szansa na reprezentację mogła przejść mu koło nosa i to na dodatek przez osobę, z którą chciał się zaprzyjaźnić. Podbiegł do stojącego niedaleko śmietnika i z całej siły go kopnął. Na szczęście był przytwierdzony do ziemi. Nagle zza budynku wyłonił się Miki.
– Stary, nie tłucz się tak – krzyknął. – Czekałem na ciebie, jak było? – przyjrzał się uważnie przyjacielowi i pokręcił głową ze współczuciem. – Wnioskuję, że średnio.
Feliks nakreślił całe spotkanie z dyrektorem, uwagi Kreta co do zawieszenia, obniżenia zachowania i zaufanie, które Gandlaf do niego miał.
– Niech cię zawieszą, co tego? – Miki wzruszył bezwiednie ramionami.
– Ale wtedy nie będę mógł wejść do reprezentacji szkoły w piłce nożnej.
– A chciałeś?
– Mówiłem ci kiedyś.
– Może coś tam mruczałeś pod nosem, ale kto by cię słuchał – odparł, a Feliks westchnął w odpowiedzi. – Słuchaj, a może byśmy się gdzieś przeszli?
– Nie, chyba pójdę do domu.
– Iść z tobą?
– Doceniam, że chcesz być przydatny, ale nie dzisiaj. Trochę mi niedobrze, pewnie z nerwów – chłopak oparł się o ogrodzenie przy szkole i odgiął głowę do tyłu.
– Ty strasznie delikatny jesteś – parsknął Miki. – Idę z tobą do chaty, rumianku ci zaparzę – zaśmiał się.
Feliks przewrócił oczyma. Mimo wszystko i tym razem zgodził się na odwiedziny przyjaciela, chociaż nie do końca miał na nie ochotę i wszystko się w nim gotowało. Zresztą każdy miałby podobnie, gdyby nowo poznana znajoma okazała się tak zdradliwa.
W domu Miki faktycznie zaparzył mu rumianek.
– Jaja sobie robisz? – zapytał Feliks przyglądając się poczynaniom przyjaciela.
– Nie. Mówiłem, że ci zaparzę, więc zaparzam. Jakiś problem?
– Myślałem, że to był taki żart…
– Nie, nie, nie, mój kochany – mówił, zalewając herbatę wrzącą wodą. – Ze zdrowiem nie ma co żartować.
– Mówisz jak moja matka, przestań.
Do końca dnia oglądali filmy na Netflixie.

Lila tymczasem, szła przez miasto i cały czas myślała o wydarzeniach, które miały miejsce w szkole. To wszystko zdecydowanie nie tak miało wyglądać. Nigdy nie sądziła, że będzie musiała kogokolwiek o cokolwiek oskarżać, tylko po to, żeby ochronić własny tyłek. Właściwie zżerało ją poczucie winy. Mogła wszystko Feliksowi wyjaśnić, ale według niej na to było zdecydowanie za wcześnie. Przechodząc koło księgarni spojrzała przelotnie na wystawę, gdzie zobaczyła piękny komiks, najnowszy z jej ulubionej serii. Zamyśliła się. Jeśli go kupi, to nie zje dzisiaj obiadu, jeśli nie, to… W sumie nic by się nie stało, ale czuła się na tyle podłamana, że po chwili zastanowienia weszła do środka.

***

Noc już była zupełna, ale Feliks nie mógł spać. Zdawało mu się, że zaraz coś rozsadzi mu żołądek od środka. Starał się to ignorować, ale ilekroć zamykał oczy, czuł jak jelita podchodzą mu do gardła. Kiedy Miki z nim siedział nie odczuwał tego w tym stopniu, ale teraz… Zawsze był podatny na wszelkiego rodzaju dolegliwości, szczególnie w stresujących sytuacjach. Jego mózg zmienił się w młynek i teraz mielił wszystko, co na nim ciążyło. Feliks przeklinał go w myślach. Gdy jego wytrzymałość się skończyła, a mdłości sięgnęły apogeum, wolno wstał i kurczowo trzymając się za brzuch poczłapał na parter. Zapaliwszy na parterze światło, zobaczył swoje odbicie w lustrze – był blady, ale to nie była jego standardowa bladość. Ta miała w sobie zielonkawe odcienie. Mimo tego trupiego koloru skóry, był rozgrzany, jak kurczak na rożnie. Zdecydowanie miał gorączkę, a ta w połączeniu z wymiętoszonym żołądkiem, stanowiła mieszankę wybuchową. Chwiejnym krokiem dotarł do kuchni, gdzie zaczął przeszukiwać szafkę z lekami w poszukiwaniu jakichkolwiek pomocnych tabletek, ale wszystko co znalazł, było na przeziębienie albo grypę. Chciał wrócić na górę, ale w drzwiach stanęła matka.
– Feliks, co ty tu robisz? Wpół do trzeciej jest – mrużyła oczy przed światłem lampy.
– Brzuch mnie boli, ja… – nie dokończył, zamiast tego w kilka sekund znalazł się w toalecie, gdzie spędził całą resztę nocy, opróżniając swój organizm ze wszystkiego, co zjadł, lub wypił w ostatnim tygodniu – mówiąc w skrócie wymiotował jak kot, a właściwie cała chorda przejedzonych Whiskas’em kotów.

***

– Miki, widziałeś dzisiaj może Feliksa? – Lila złapała chłopaka na szkolnym korytarzu. – Nigdzie go nie ma, a muszę z nim pilnie pogadać.
– Nie wiem, wczoraj czuł się dość średnio – mruknął. – O czym ty chcesz z nim gadać? Mało ma przez ciebie problemów?
– Nie ma problemów przeze mnie – zaprzeczyła ruchem głowy.
– A, czyli to wszystko jego wina?
– Nie… Po prostu muszę z nim pogadać. Co mu wczoraj było?
– Sam nie wiem, chyba mdłości czy coś… Zresztą po co ci to? Z tego co pamiętam masz go w głębokim poważaniu.
– Nie mam – zdenerwowała się. – Wy nic nie wiecie.
– To może nas oświeć?
– Muszę z nim pogadać – upierała się.
– Powodzenia – pomachał jej na pożegnanie. Nie próbowała za nim iść. Już wiedziała, że sama będzie musiała to załatwić.

Wieczorem, pod drzwi domu Feliksa podeszła blondynka w okularach. Szła śmiało, z podniesionym czołem i bez żadnych skrupułów. Chciała porozmawiać i nie miała zamiaru zrezygnować. Na podwórku przywitał ją Bekon. Uśmiechnęła się do niego przelotnie i podrapała za uchem, ale wielkiej uwagi mu nie poświęciła. Stanęła przez drzwiami i zadzwoniła. Otworzył jej blady rudzielec. Przez chwilę wpatrywał się w nią z niemałym zdziwieniem. Dopiero po chwili wrócił mu głos.
– Czego tu chcesz? – burknął. – Ponabijać się?
– Przestań. Chciałam po prostu pogadać.
– A ja nie.
Próbował zamknąć drzwi, ale ona wsunęła stopę przez szparę.
– Czego ty chcesz? – warknął.
– Powiedziałam i nie będę się powtarzać.
Puścił drzwi, a ona weszła. Poprowadził ją do salonu, w domu wciąż nikogo nie było. Sam salon wyglądał jakby Feliks przejął tu całkowitą kontrolę – na stole rzędem stały kubki po gorzkiej herbacie, obok nich walała się kupa leków przeciwbólowych i przeciwgorączkowych, a na kanapie leżały rozbebeszone koce i poduszki. Usiedli na dwóch skrajach tejże kanapy i nawet nie patrzyli sobie w twarz.
– Mów co chcesz, a potem możesz iść – zaznaczył chłopak.
– Zanim zacznę, poczekaj tu chwile.
Wstała i poszła do kuchni. Śledził ją wzrokiem ze zdziwieniem. Wróciła ze szklanką mętnej, mlecznej wody. Podała ją chłopakowi.
– Wypij duszkiem, tylko zatkaj nos.
– Co to jest?
– Jak ci powiem, to nie będziesz chciał.
Spojrzał na nią ze zdumieniem. Ponagliła go skinieniem głowy. Westchnął, zatkał nos i zaczął pić. Kiedy skończył, mdłości wzrosły do stopnia ostatecznego, po którym była już tylko śmierć w męczarniach. Zerwał się z kanapy i pognał do łazienki. Wyszedł z jeszcze bladszą twarzą, ale czuł się lepiej.
– Co ty mi dałaś? – wymamrotał.
– Solankę. Woda z solą. Najlepszy sposób na wywołanie wymiotów. Teraz powinno być ci lepiej.
– Dzięki – podrapał się w głowę z zakłopotaniem. – Skąd wiedziałaś?
– Miki mi mówił, że ci niedobrze, zresztą nie jestem ślepa – rzuciła okiem na zawalony stół. Jak się teraz czujesz?
– Moje życie to czysta agonia.
– A poza tym?
– Nieźle.
Dziewczyna rozsiadła się wygodniej na kanapie.
– Teraz ze mną porozmawiasz?
– Jeśli muszę.
– Nie musisz rozmawiać, po prostu słuchaj – westchnęła. – Kret mówił, że wezwie moich rodziców, tylko dlatego go okłamałam. Obydwoje dobrze wiemy, że przecież to nie ty kradłeś.
– On tego nie wiedzą. I chce mnie zawiesić. Może nie wspominałem, ale chciałbym być w reprezentacji szkoły w piłce nożnej, a przez ciebie… Cóż.
Dziewczyna spojrzała na niego z zakłopotaniem.
– Nie wiedziałam…
– Teraz już za późno, żeby to odwrócić. No chyba, że powiedziałabyś jak było naprawdę, to może…
– Nie mogę. Mam problemy. Bardzo chciałabym ci pomóc, ale nie wiem jak.
– Po prostu mów jak było – westchnął. – Może nawet nie będą wzywać twoich starych.
Wlepiła wzrok w podłogę.
– Zastanowię się – wstała i poszła w kierunku drzwi. – Solankę zrób sobie jeszcze wieczorem. Łyżka soli na szklankę. Jutro będziesz jak, ten no… młody Bóg.
Wyszła zostawiając go samego. Przez chwilę chciał iść za nią i zapewnić, że jej wybacza i nic wielkiego się nie stało, ale niestety sam przed sobą musiał przyznać, że to nie prawda. Dodatkowo ten jeden dzień nieobecności na pewno nie poprawi jego sytuacji, a ręcz przeciwnie. Wszyscy zaczną gadać, że stchórzył i zwyczajnie się schował. Był pewny, że dokładnie tak będzie. Westchnął ciężko. Zastanawiał się, o jakich problemach mówiła Lila i czemu tak się bała wezwania jej rodziców do szkoły. Perfekcjonistka? Była trochę zadziorna, ale kto wie, może chciała mieć idealne, nieskazitelne CV, nawet kosztem znajomości czy przyjaźni? Za dużo scenariuszy, za mało dowodów na cokolwiek. Jakby jej nie zależało, to nie przyszłaby tu i nie próbowałaby pomóc, co więcej nawet jej się udało, bo rzeczywiście poczuł znacznie lepiej, niż po tych wszystkich lekach, które do tej pory łyknął.

Wieczorem, tak jak mu kazała, nalał sobie wody, rozpuścił łyżkę soli i wypił duszkiem. Kiedy wszystko z siebie wydusił, poczuł się o niebo lepiej, pomijając fakt, że ciągle miał gorączkę i jak przystało na faceta, przeżywał to jak dżumę. Wrócił do łóżka, żeby wyspać się przed jutrem, które nie zapowiadało się najlepiej.