Autor szablonu: ArianadlaWioski Szablonów | Flower design by BiZkettE1 / Freepik

piątek, 10 lutego 2017

VI

Kret stał nad ławką Feliksa i wlepiał w niego pełne wściekłości spojrzenie. Chłopak miał niemały problem. Okazało się, że źle ocenił sytuację i zamiast z kurtki Lili, wyjął pieniądze Julii. Iga z Bożeną natychmiast zawiadomiły o tym wychowawcę, będąc przekonane, że przyłapały złodzieja. Feliks tymczasem siedział i nie wiedział co powiedzieć.
– Bardzo jestem ciekaw, jak się z tego wybronisz – nauczyciel skrzyżował ręce na piersi i patrzył na chłopaka jak na kryminalistę.
– To był wypadek. Chciałem znaleźć kurtkę Lili.
– Aha, czyli po prostu trafiłeś na nie tą ofiarę co trzeba – Kret skinął głową.
– Nie, zupełnie nie o to chodzi – tłumaczył. – Lila prosiła, żebym przyniósł jej pieniądze, a ja pomyliłem kurtki. Oddałem jej tą dwudziestkę.
Kret bez przekonania zwrócił się w stronę dziewczyny.
– Wyjaśnimy to po lekcjach z waszymi rodzicami. U dyrektora. No chyba Lilianno, że masz swoje zdanie w tej kwestii.
Była blada i nie dało się tego ukryć. Wyglądała jakby coś ją gryzło i dopiero po chwili namysłu odpowiedziała.
– O nic go nie prosiłam i żadnych pieniędzy nie dostałam.
Mówiła cicho, trochę niepewnie. Feliks nie wierzył w to co usłyszał. Dziewczyna właśnie wydała na niego wyrok, uniewinniając przy tym siebie. Przez chwilę trawił to w głowie.
– O co ci chodzi? – zapytał zirytowany. – Dobrze wiesz jak było.
– Próby wpływania na zeznanie świadka są karalne – wtrącił Kret. – Lilianna powiedziała prawdę i nikt z nas nie ma prawa tej prawdy podważać. Co do ciebie, młody człowieku – spojrzał wymownie na chłopaka – widzimy się dziś po lekcjach w sekretariacie. Twoi rodzice mogą przyjechać, mam nadzieję?
Sam nie był pewny. Jeśli czegokolwiek był teraz pewny, to swojego wkurzenia na Lilę. W życiu nie sądził, że to właśnie ona może go tak wkopać. Po dzwonku natychmiast wyszedł z klasy i czekał na nią przy drzwiach. W środku cały kipiał i miał szczerą nadzieję, że jego wątpliwości zaraz zostaną rozwiane.
– Co to miało, przepraszam bardzo, być? – zapytał, jak tylko złapał ją w drzwiach.
– Nie krzycz, głucha nie jestem – odburknęła. – Zrobiłam tylko to co musiałam.
– Ah tak, pogrążając mnie?
– Nic nie rozumiesz – wyminęła go i zostawiła w tyle. Natychmiast do niej dobiegł.
– Nie możesz tak po prostu iść – złapał ją za ramię. – Może chociaż trochę mi wytłumaczysz?
– Feliks, uwierz, nie mam zamiaru – wyrwała się i odeszła. Tym razem za nią nie szedł.
W życiu nie pomyślałby, że ona okaże się… Taka. Stał zdębiały na środku korytarza i śledził ją wzorkiem. Zostały mu dwie godziny do spotkania z dyrektorem i rodzicami. Zarówno u Kreta, jak i w klasie był już przegrany. Czuł się po prostu podle.

Siedział naprzeciw Gandalfa i z uporem maniaka wpatrywał się pod nogi. Muchy odbijały się o okno pragnąc wydostać się na wolność. Za nim, na kanapie siedzieli rodzice, a przed nimi przechadzał się Kret. Dyrektor zapisywał coś w notatniku. Jako człowiek starej daty nie przejmował się Macbookiem stojącym obok i pieczołowicie wszystko notował. Trwało to mnóstwo czasu. Feliks myślał o Lili i o jej nielojalności i w ogóle nieracjonalnemu zachowaniu. Wydawało mu się, że się przyjaźnią, mają wspólne tematy, dogadują się… Dyrektor odłożył kartki i splótł dłonie na biurku, po czym zmierzył chłopaka wzrokiem.
– Panie dyrektorze – wyrwał się natychmiast Kret. – Sprawa jest niesamowicie poważna. Udało mi się ustalić, że Feliks Nowicki, siedzący tutaj, dopuścił się kilku przewinień, mianowicie okradał swoich klasowych kolegów i koleżanki, a ponadto…
– Przepraszam, ale czy ma pan na to jakiś dowód? – spytała mama chłopaka, bo nie mogła uwierzyć w winę jej syna.
– Mamy zeznanie świadka i…
– Tłumaczyłem – wtrącił chłopak. – To był przypadek. Mówiłem, że zostałem o to poproszony przez… znajomą – powstrzymał się od nazwania jej przyjaciółką.
– Ona kazała ci kraść? – dopytał dyrektor.
– Nie, po prostu cały czas wydawało mi się, ze to była jej kurtka, bo prosiła, żebym wyjął pieniądze z jej kurtki – podkreślał.
– Ona twierdzi coś innego – Kret zawędrował aż za biurko Gandalfa. Wszędzie go było pełno. Feliks westchnął przeciągle.
– Najwyraźniej kłamie. Z góry mówię, że nie wiem dlaczego.
– Ona nie ma powodu by kłamać, chłopcze. Jeśli twoja historyjka byłaby prawdziwa, to ani jej ani tobie nic by nie groziło, a w takim wypadku – wyjrzał w zamyśleniu przez okno – proponowałbym obniżenie zachowania do nagannego i zawieszenie.
– Chyba pan kpi – ojciec chłopaka starał się zainterweniować. – To wasze zeznanie to nie żaden dowód, tym bardziej, że przecież Feliks wyraźnie powiedział, że doszło do pomyłki.
– Na poparcie tej historyjki również nie ma zbyt silnych dowodów – skwitował. – Nalegałbym, żeby…
– Kre… To znaczy, Kopiec, czy mógłbyś poczekać przed sekretariatem? – zapytał dyrektor bawiąc się kosmykiem brody.
 Kret oczywiście nalegał, że jako wychowawca musi być pod ręką i sam proponować rozwiązania problemu, ale dyrektor delikatnie mówiąc wygonił go za drzwi. Nauczyciel pomrukując coś pod nosem opuścił gabinet. Gandalf wyprostował się na krześle i spojrzał Feliksowi prosto w oczy.
– Ukradłeś te rzeczy? – zapytał wprost.
– Nie – odpowiedział pewnie Feliks.
– Też nie wierzę, żebyś na samym początku roku szkolnego robił takie głupoty, tym bardziej,  że przecież jesteś dobrym uczniem i nie masz żadnych zarzutów na koncie… No, może kilka – ukradkiem spojrzał na szafkę z hakami na wszystkich uczniów. – Powiedz mi, co w takim wypadku robimy?
– Pan mnie uniewinnia, a ja szukam winowajcy.
– To nie zakład karny, mój drogi. Nie będziesz prowadził żadnego śledztwa, tym bardziej, że chcąc nie chcąc jesteś jednym z podejrzanych.
Do gabinetu zajrzał Kret.
– Nalegałbym…
– Dość, Kopiec – zawołał dyrektor. – Tak się składa, że rozmawiam z twoim uczniem, więc proszę, poczekaj na zewnątrz.
Kret wycofał się nieśmiało. Delikatnie zamknął drzwi gabinetu.
– Na czym my stanęliśmy… – Gandalf zamyślił się chwilę. – A właśnie, chciałem poruszyć jeszcze jedną kwestię. Ostatnio pan Witecki bardzo cię zachwalał.
– Naprawdę? – zdziwił się chłopak.
– Obserwuje cię już od pewnego czasu. Mówił, że wybitnie grasz w piłkę nożną i chciałby cię w tym roku widzieć w reprezentacji szkoły.
– To miło – przyznał bez przekonania, ale w głębi duszy poczuł dumę.
– Jednak… – zawahał się przez chwilę. – Jeśli okazałoby się, że to faktycznie ty kradłeś i musielibyśmy cię zawiesić, wtedy… Rozumiesz.
Zrozumiał. Wtedy nie mógłby reprezentować szkoły, głównie dlatego źle by to wyglądało. Prawdę mówiąc w tym momencie poczuł złość, bo co prawda niewiele o tym mówił, ale reprezentacja była jednym z celów, które miał zamiar osiągnąć.
– Nie możecie mi tego zrobić – zaznaczył chłopak. – Tłumaczyłem, że niczego nie ukradłem.
– Staramy się to wyjaśnić, ale…
– Ale co? Trzeba znaleźć jakieś popychadło, na które będzie można zrzucić całe zło świata, tak? Mi naprawdę zależy na tej reprezentacji i nie możecie mi tego popsuć – wstał z miejsca.
– Feliks, siadaj proszę – powiedziała spokojnie mama.
Chłopak nie posłuchał. Odsunął krzesło i szybko wyszedł z sekretariatu. Mama wyszła za nim, ale mimo, że go wołała on się nie cofnął. Wyszedł przed budynek szkoły i ciężko odetchnął. Szansa na reprezentację mogła przejść mu koło nosa i to na dodatek przez osobę, z którą chciał się zaprzyjaźnić. Podbiegł do stojącego niedaleko śmietnika i z całej siły go kopnął. Na szczęście był przytwierdzony do ziemi. Nagle zza budynku wyłonił się Miki.
– Stary, nie tłucz się tak – krzyknął. – Czekałem na ciebie, jak było? – przyjrzał się uważnie przyjacielowi i pokręcił głową ze współczuciem. – Wnioskuję, że średnio.
Feliks nakreślił całe spotkanie z dyrektorem, uwagi Kreta co do zawieszenia, obniżenia zachowania i zaufanie, które Gandlaf do niego miał.
– Niech cię zawieszą, co tego? – Miki wzruszył bezwiednie ramionami.
– Ale wtedy nie będę mógł wejść do reprezentacji szkoły w piłce nożnej.
– A chciałeś?
– Mówiłem ci kiedyś.
– Może coś tam mruczałeś pod nosem, ale kto by cię słuchał – odparł, a Feliks westchnął w odpowiedzi. – Słuchaj, a może byśmy się gdzieś przeszli?
– Nie, chyba pójdę do domu.
– Iść z tobą?
– Doceniam, że chcesz być przydatny, ale nie dzisiaj. Trochę mi niedobrze, pewnie z nerwów – chłopak oparł się o ogrodzenie przy szkole i odgiął głowę do tyłu.
– Ty strasznie delikatny jesteś – parsknął Miki. – Idę z tobą do chaty, rumianku ci zaparzę – zaśmiał się.
Feliks przewrócił oczyma. Mimo wszystko i tym razem zgodził się na odwiedziny przyjaciela, chociaż nie do końca miał na nie ochotę i wszystko się w nim gotowało. Zresztą każdy miałby podobnie, gdyby nowo poznana znajoma okazała się tak zdradliwa.
W domu Miki faktycznie zaparzył mu rumianek.
– Jaja sobie robisz? – zapytał Feliks przyglądając się poczynaniom przyjaciela.
– Nie. Mówiłem, że ci zaparzę, więc zaparzam. Jakiś problem?
– Myślałem, że to był taki żart…
– Nie, nie, nie, mój kochany – mówił, zalewając herbatę wrzącą wodą. – Ze zdrowiem nie ma co żartować.
– Mówisz jak moja matka, przestań.
Do końca dnia oglądali filmy na Netflixie.

Lila tymczasem, szła przez miasto i cały czas myślała o wydarzeniach, które miały miejsce w szkole. To wszystko zdecydowanie nie tak miało wyglądać. Nigdy nie sądziła, że będzie musiała kogokolwiek o cokolwiek oskarżać, tylko po to, żeby ochronić własny tyłek. Właściwie zżerało ją poczucie winy. Mogła wszystko Feliksowi wyjaśnić, ale według niej na to było zdecydowanie za wcześnie. Przechodząc koło księgarni spojrzała przelotnie na wystawę, gdzie zobaczyła piękny komiks, najnowszy z jej ulubionej serii. Zamyśliła się. Jeśli go kupi, to nie zje dzisiaj obiadu, jeśli nie, to… W sumie nic by się nie stało, ale czuła się na tyle podłamana, że po chwili zastanowienia weszła do środka.

***

Noc już była zupełna, ale Feliks nie mógł spać. Zdawało mu się, że zaraz coś rozsadzi mu żołądek od środka. Starał się to ignorować, ale ilekroć zamykał oczy, czuł jak jelita podchodzą mu do gardła. Kiedy Miki z nim siedział nie odczuwał tego w tym stopniu, ale teraz… Zawsze był podatny na wszelkiego rodzaju dolegliwości, szczególnie w stresujących sytuacjach. Jego mózg zmienił się w młynek i teraz mielił wszystko, co na nim ciążyło. Feliks przeklinał go w myślach. Gdy jego wytrzymałość się skończyła, a mdłości sięgnęły apogeum, wolno wstał i kurczowo trzymając się za brzuch poczłapał na parter. Zapaliwszy na parterze światło, zobaczył swoje odbicie w lustrze – był blady, ale to nie była jego standardowa bladość. Ta miała w sobie zielonkawe odcienie. Mimo tego trupiego koloru skóry, był rozgrzany, jak kurczak na rożnie. Zdecydowanie miał gorączkę, a ta w połączeniu z wymiętoszonym żołądkiem, stanowiła mieszankę wybuchową. Chwiejnym krokiem dotarł do kuchni, gdzie zaczął przeszukiwać szafkę z lekami w poszukiwaniu jakichkolwiek pomocnych tabletek, ale wszystko co znalazł, było na przeziębienie albo grypę. Chciał wrócić na górę, ale w drzwiach stanęła matka.
– Feliks, co ty tu robisz? Wpół do trzeciej jest – mrużyła oczy przed światłem lampy.
– Brzuch mnie boli, ja… – nie dokończył, zamiast tego w kilka sekund znalazł się w toalecie, gdzie spędził całą resztę nocy, opróżniając swój organizm ze wszystkiego, co zjadł, lub wypił w ostatnim tygodniu – mówiąc w skrócie wymiotował jak kot, a właściwie cała chorda przejedzonych Whiskas’em kotów.

***

– Miki, widziałeś dzisiaj może Feliksa? – Lila złapała chłopaka na szkolnym korytarzu. – Nigdzie go nie ma, a muszę z nim pilnie pogadać.
– Nie wiem, wczoraj czuł się dość średnio – mruknął. – O czym ty chcesz z nim gadać? Mało ma przez ciebie problemów?
– Nie ma problemów przeze mnie – zaprzeczyła ruchem głowy.
– A, czyli to wszystko jego wina?
– Nie… Po prostu muszę z nim pogadać. Co mu wczoraj było?
– Sam nie wiem, chyba mdłości czy coś… Zresztą po co ci to? Z tego co pamiętam masz go w głębokim poważaniu.
– Nie mam – zdenerwowała się. – Wy nic nie wiecie.
– To może nas oświeć?
– Muszę z nim pogadać – upierała się.
– Powodzenia – pomachał jej na pożegnanie. Nie próbowała za nim iść. Już wiedziała, że sama będzie musiała to załatwić.

Wieczorem, pod drzwi domu Feliksa podeszła blondynka w okularach. Szła śmiało, z podniesionym czołem i bez żadnych skrupułów. Chciała porozmawiać i nie miała zamiaru zrezygnować. Na podwórku przywitał ją Bekon. Uśmiechnęła się do niego przelotnie i podrapała za uchem, ale wielkiej uwagi mu nie poświęciła. Stanęła przez drzwiami i zadzwoniła. Otworzył jej blady rudzielec. Przez chwilę wpatrywał się w nią z niemałym zdziwieniem. Dopiero po chwili wrócił mu głos.
– Czego tu chcesz? – burknął. – Ponabijać się?
– Przestań. Chciałam po prostu pogadać.
– A ja nie.
Próbował zamknąć drzwi, ale ona wsunęła stopę przez szparę.
– Czego ty chcesz? – warknął.
– Powiedziałam i nie będę się powtarzać.
Puścił drzwi, a ona weszła. Poprowadził ją do salonu, w domu wciąż nikogo nie było. Sam salon wyglądał jakby Feliks przejął tu całkowitą kontrolę – na stole rzędem stały kubki po gorzkiej herbacie, obok nich walała się kupa leków przeciwbólowych i przeciwgorączkowych, a na kanapie leżały rozbebeszone koce i poduszki. Usiedli na dwóch skrajach tejże kanapy i nawet nie patrzyli sobie w twarz.
– Mów co chcesz, a potem możesz iść – zaznaczył chłopak.
– Zanim zacznę, poczekaj tu chwile.
Wstała i poszła do kuchni. Śledził ją wzrokiem ze zdziwieniem. Wróciła ze szklanką mętnej, mlecznej wody. Podała ją chłopakowi.
– Wypij duszkiem, tylko zatkaj nos.
– Co to jest?
– Jak ci powiem, to nie będziesz chciał.
Spojrzał na nią ze zdumieniem. Ponagliła go skinieniem głowy. Westchnął, zatkał nos i zaczął pić. Kiedy skończył, mdłości wzrosły do stopnia ostatecznego, po którym była już tylko śmierć w męczarniach. Zerwał się z kanapy i pognał do łazienki. Wyszedł z jeszcze bladszą twarzą, ale czuł się lepiej.
– Co ty mi dałaś? – wymamrotał.
– Solankę. Woda z solą. Najlepszy sposób na wywołanie wymiotów. Teraz powinno być ci lepiej.
– Dzięki – podrapał się w głowę z zakłopotaniem. – Skąd wiedziałaś?
– Miki mi mówił, że ci niedobrze, zresztą nie jestem ślepa – rzuciła okiem na zawalony stół. Jak się teraz czujesz?
– Moje życie to czysta agonia.
– A poza tym?
– Nieźle.
Dziewczyna rozsiadła się wygodniej na kanapie.
– Teraz ze mną porozmawiasz?
– Jeśli muszę.
– Nie musisz rozmawiać, po prostu słuchaj – westchnęła. – Kret mówił, że wezwie moich rodziców, tylko dlatego go okłamałam. Obydwoje dobrze wiemy, że przecież to nie ty kradłeś.
– On tego nie wiedzą. I chce mnie zawiesić. Może nie wspominałem, ale chciałbym być w reprezentacji szkoły w piłce nożnej, a przez ciebie… Cóż.
Dziewczyna spojrzała na niego z zakłopotaniem.
– Nie wiedziałam…
– Teraz już za późno, żeby to odwrócić. No chyba, że powiedziałabyś jak było naprawdę, to może…
– Nie mogę. Mam problemy. Bardzo chciałabym ci pomóc, ale nie wiem jak.
– Po prostu mów jak było – westchnął. – Może nawet nie będą wzywać twoich starych.
Wlepiła wzrok w podłogę.
– Zastanowię się – wstała i poszła w kierunku drzwi. – Solankę zrób sobie jeszcze wieczorem. Łyżka soli na szklankę. Jutro będziesz jak, ten no… młody Bóg.
Wyszła zostawiając go samego. Przez chwilę chciał iść za nią i zapewnić, że jej wybacza i nic wielkiego się nie stało, ale niestety sam przed sobą musiał przyznać, że to nie prawda. Dodatkowo ten jeden dzień nieobecności na pewno nie poprawi jego sytuacji, a ręcz przeciwnie. Wszyscy zaczną gadać, że stchórzył i zwyczajnie się schował. Był pewny, że dokładnie tak będzie. Westchnął ciężko. Zastanawiał się, o jakich problemach mówiła Lila i czemu tak się bała wezwania jej rodziców do szkoły. Perfekcjonistka? Była trochę zadziorna, ale kto wie, może chciała mieć idealne, nieskazitelne CV, nawet kosztem znajomości czy przyjaźni? Za dużo scenariuszy, za mało dowodów na cokolwiek. Jakby jej nie zależało, to nie przyszłaby tu i nie próbowałaby pomóc, co więcej nawet jej się udało, bo rzeczywiście poczuł znacznie lepiej, niż po tych wszystkich lekach, które do tej pory łyknął.

Wieczorem, tak jak mu kazała, nalał sobie wody, rozpuścił łyżkę soli i wypił duszkiem. Kiedy wszystko z siebie wydusił, poczuł się o niebo lepiej, pomijając fakt, że ciągle miał gorączkę i jak przystało na faceta, przeżywał to jak dżumę. Wrócił do łóżka, żeby wyspać się przed jutrem, które nie zapowiadało się najlepiej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz