Feliks
po jednodniowej nieobecności został przywitany jak ostatni śmieć. Wszyscy
obchodzili go szerokim łukiem i tak jak podejrzewał, plotki rozkręciły się na
dobre. Chłopakowi zostały przypisane wszystkie dotychczasowe kradzieże. W
klasie czuł się jak w zakładzie karnym pełnym kryminalistów, którzy za wszelką
cenę chcieli mu przywalić. Starał się nie zwracać na to uwagi, ale kiedy na
trzeciej lekcji ktoś ciągle czymś w niego rzucał, stracił cierpliwość. Miał
zamiar pójść z tym do wychowawcy, ale po krótkim namyśle uznał, że to i tak nic
nie da – Kret był ostatnią osobą, która mogłaby się nad nim ulitować. Jedynymi
osobami w szkole, oprócz Mikiego i Lili, które wierzyły w jego niewinność były
Niepolska, nauczycielka od polskiego i Witecki od wuefu. Ten drugi obiecał mu,
że zrobią wszystko, żeby zaciągnąć go do reprezentacji.
Jak
się okazało, że kiedy Feliks odchorowywał stres w domu, w szkole nic nie
zginęło i panował względny spokój. Oczywiście to nie polepszyło jego sytuacji,
wręcz ją pogorszyło. Ludzie po prostu umieli łączyć pewne fakty i zrozumieli,
że skoro jego nie było szkole, to naturalnie nic nie mógł ukraść. Ich
przekonanie potwierdziło się, kiedy na fizyce do Kreta podszedł Kuba,
najmniejszy, najbardziej nieśmiały z całej drugiej A, typowy cycek, maminsynek,
itd. itp. Prawie płacząc powiedział, że ktoś zabrał mu słuchawki, bo nigdzie
ich nie ma. Kopiec spojrzał prosto na Feliksa, zamrażając przy okazji jego
duszę. Chłopak przełknął ślinę i przez chwilę naprawdę owładnęło nim poczucie
winy. Kret zaczął opowiadać jak bardzo trzeba być nieczułym, żeby dopuszczać
się takich rzeczy. Mówił z takim przekonaniem, że Feliks poczuł się, jakby co
najmniej kogoś zamordował. Chłopak spuścił głowę. Iga z Bożeną odwróciły się do
niego ostentacyjnie.
–
Jeden dzień cię nie było i przynajmniej był spokój – fuknęła pierwsza.
–
Co, dłużej wytrzymać nie mogłeś?
–
Odwalcie się, ok? – warknął. – Nikt was o zdanie nie pytał.
–
Jakby ktoś spytał o zdanie mnie, to już by cię wywalili z tej szkoły, więc
dziękuj.
–
Dajcie mu spokój, dobra? – wtrącił Miki. – Lepiej zajmijcie się tym co umiecie
najlepiej, ok? Po prostu uwsteczniajcie się w rozwoju dalej, bo jak widzę,
ostatnio robicie to wręcz hobbystycznie.
Spojrzały
po sobie i niechętnie się odwróciły. Zapewne nie miały na to dobrej riposty.
Raczej ich zaczepne odzywki ograniczały się do bezmyślnego rzucania obelg. Tak
czy owak, były niesamowicie irytujące, na dodatek to właśnie one wciąż
podniecały plotki.
Feliks
widział Lilę tylko klika razy w czasie przerw i lekcji – za każdym razem z
jakąś książką. Po dłuższych oględzinach, zauważył, że to komiks. Uśmiechnął się
duchu i postanowił sobie, że prędzej czy później wciśnie jej jakąś ambitniejszą
lekturę.
Ostatnim
razem widział ją jak wychodziła ze szkoły. Jak zwykle trochę za bardzo się
śpieszyła. Nagle chłopaka naszła pewna myśl. Wziął ze sobą Mikiego i ruszył tuż
za nią. Miał zamiar iść aż do jej domu.
– W
sumie co masz zamiar osiągnąć? – pytał Miki, który nie został poinformowany o
wczorajszej wizycie Lili u Feliksa. – I czemu chcesz wkręcać w to mnie.
–
Jesteś tu czysto dla towarzystwa – odparł chłopak. – Bądź cicho bo nas zauważy.
Szli
w odstępie tylko kilku metrów od niej, modląc się przy tym, żeby się nie
odwróciła. Trudno by się było z tego wytłumaczyć. Kiedy weszła do tramwaju,
pojawił się prawdziwy problem, bo na tak małej przestrzeni łatwo mogła ich zobaczyć.
Wsiedli za nią, po czym umościli się gdzieś na skraju wagonu. Ona siedziała
mniej więcej po środku, bokiem do nich. Wyjęła komiks i zaczęła czytać. Feliks
narzucił na głowę kaptur i wcisnął się w kąt wagonu. Miki wyglądał jak
większość nastolatków z ich szkoły, ale Feliks miał tak jaskrawy odcień włosów,
że spokojnie mógłby robić za odblask. Wystarczyłoby, żeby Lila odwróciła się w
ich stronę i problem gotowy. Na szczęście nic takiego nie zaszło, a gdy tramwaj
stanął, wyszła drzwiami bardziej od niej oddalonymi. Pognali za nią, gdy tylko
opuściła wagon. Na ułamek sekundy stracili ją z oczu, ale po chwili zauważyli,
jak znika w bramie jednej z szarych, dość nędznych kamienic naprzeciw parku, w
którym ostatnio Feliks był z psem. Po chwili stali na podwórku.
Lila zniknęła już w jednej z klatek. Ustalenie
w której nie powinno stanowić problemu, wszystkie nazwiska zostały wypisane na
listach przy drzwiach. Rozejrzeli się pobieżnie. Niedaleko nich grupka
dzieciaków grała w gumę, irytując tym samym wieszającą pranie babcię. Nie było
to miejsce zbytnio przytulne, raczej dość niebezpieczne, zakrawające nawet o
Ursynów w Warszawie. Feliks mieszkał w uroczym domu jednorodzinnym z ogrodem we
wspaniałej dzielnicy niedaleko centrum, Miki w mieszkaniu w jednym ze świeżo
wybudowanych eko-bloków, więc żadne z nich wcześniej nie miało powodów, żeby
zaglądać w takie miejsca. Długo nie sterczeli w miejscu. Podchodzili po kolei
do kolejnych klatek, aż natknęli się na tabliczkę Czerwińscy. Wspięli się po schodach i stanęli przed mieszkaniem
numer 15.
– Co
teraz? – zapytał szeptem Feliks, jakby z obawy, że ktoś go usłyszy.
–
Nie wiem, geniuszu. Ty byłeś pomysłodawcą genialnego planu pod tytułem „stalkujemy
moją niedoszłą dziewczynę”. Czekam na dalsze rozkazy.
–
Nie mam dalszych… Nie wiem co robić – przyznał.
– A
to moja wina?
–
Myślałem, że jak tu przyjdziemy, to…
– To
rozwiążą się wszystkie twoje problemy i będziesz mógł z Lilą miziać się na
korytarzach szkolnych, udając, że nie chcesz rzucać się w oczy, ani robić
sensacji?
– Ja
nie…
–
Błagam cię, przecież widzę jak cię do niej ciągnie. Nic tu nie osiągniesz, więc
możemy iść. Jedyne co wiesz, to pod jaki adres wysłać kartkę na święta, a teraz
chodź.
Kontynuowaliby
wymianę zdań, ale usłyszeli kroki na schodach. W zasadzie nie powinno ich to dziwić
– ktoś po prostu wracał do swojego mieszkania. Mimo wszystko wspięli się piętro
wyżej i zza balustrady obserwowali przybysza. Na korytarzu pod nimi pojawił się
na oko czterdziestoletni mężczyzna, całkiem przystojny i w niezłym garniturze,
po którym widać było, że właściciel nosi go już kilka dobrych lat. Poza tym
wyglądało na to, że jest nieźle wstawiony, nieogolony, a za nim ciągnęła się
woń czystej wódki. Wszedł do jednego z mieszkań i kiedy smród trochę opadł,
Feliks głośno wypuścił powietrze i przysłonił ręką usta.
–
Chryste… – jęknął. – Ten facet zionął, jakby opróżnił cały alkoholowy. Chyba
zwrócę śniadanie – powstrzymywał narastający odruch wymiotny.
–
Jęczysz mała dziewczynka – westchnął Miki.
–
Miałem problemy żołądkowe i po prostu trochę sobie nie radzę – oparł się o
ścianę i starał się brać głębokie wdechy.
–
Widziałeś gdzie wszedł?
–
Pewnie do swojego mieszkania.
– Do
mieszkania Lili, kochany.
Hiperwentylacja
Fliksa trochę osłabła, uspokoił się już nieco i teraz gapił się na przyjaciela,
jak na UFO.
– Do
jej mieszkania, mówisz? – zapytał.
–
Widziałem.
–
Czego on od niej chce?
– Bo
ja wiem.
Wtedy
zza zamkniętych drzwi usłyszeli trzask tłuczonego szkła. Spojrzeli na siebie z
niepokojem. Przez chwilę nasłuchiwali, ale więcej nie dobiegło do ich uszu. Feliks
czuł jak przyspiesza mu serce i pocą mu się ręce, poza tym zawirowało mu się w
głowie. Zwykle nie radził sobie zbytnio w stresujących sytuacjach.
Drzwi
się otworzyły i na korytarzu pojawiła się Lila. Wyglądała tak samo, jak wtedy,
kiedy chłopak widział ją w parku. Miała sukienkę do kolan, obcasy jak szczudła,
prosty kok i rażąco czerwoną szminkę. Nie mówiła, że ma łudząco podobną do
siebie starsza siostrę, więc wydawało im się, że mogą to wykluczyć. Feliks już
wstawał, żeby z nią porozmawiać, ale Miki złapał go za rękaw bluzy. Puścił
dopiero, kiedy Lila opuściła klatkę.
– Ja…
Ja chciałem z nią…
–
Śledziliśmy ją kretynie, myślisz, że ucieszyłaby się jakby się dowiedziała?
–
Miki, ja…
– A,
a, a. Nie pójdziesz się wkopać, nie pozwolę ci – pociągnął przyjaciela do
wyjścia. – Ciebie trzeba pilnować jak dzieciaka, bo zaraz wywiniesz jakąś
pajacjadę i ja będę cię musiał wyciągać.
Będąc
już w domu, rodzice poprosili Feliksa na rozmowę. Domyślił się, że chodzi o
kradzieże, ale nie wiedział czego się spodziewać.
– Na
początek – zaczął tata – chcemy, żebyś wiedział, że ci wierzymy. Po prostu
wiemy, że nie zabrałbyś czegoś co nie jest twoje, a na dodatek nie miałeś
powodu.
Feliks
przyznał im rację. Gdyby nie to co powiedziała Lila, pewnie nikomu nawet nie
przyszłoby do głowy, żeby go oskarżyć. Należał raczej do tych cichych i nie
sprawiających kłopotów osób.
–
Dyrektor mówił, że jeśli sprawa nie wyjaśni się do końca tego tygodnia, to
będzie musiał zabrać się za tę sprawę z innej strony… Nie chcemy żebyś miał
problemy z policją i mamy nadzieję, że rozumiesz, że sprawa jest dość poważna,
prawda?
Skinął
głową prawie niezauważalnie.
– W
piątek zostaniesz jeszcze raz wezwany do gabinetu.
Miał
czas do piątku, żeby udowodnić swoją niewinność.
Po
czwartkowych lekcjach po raz ostatni spróbował porozmawiać z Lilą, niestety ta
ciągle trzymała prze swoim. Oczywiście słowem nie wspomniał o tym, że za nią
szedł i wiedział więcej niż ona myślała, że wie. Dalej była nieugięta, ale
zapewniała, że jest jej niewymownie przykro. Jemu niestety na nic się to nie
przydało. Poszła. Przez dłuższą chwilę obserwował jak idzie korytarzem. Kiedy
zniknęła za zakrętem obok chłopaka, standardowo zmaterializował się Miki.
–
Miałeś ją zostawić, nie? – zapytał wprost.
–
Starałem się tylko dojść do jakiegoś porozumienia – westchnął Feliks.
– I
co?
–
Nico. Nic nie chce mówić. Zresztą po co pytasz, i tak wszystko podsłuchałeś.
–
Ależ skąd – zapewnił dość sztucznie i z dużą manierą. Kłamstwo przychodziło mu
równie łatwo, jak Kim Kardashian napychanie sobie piersi botoksem.
–
Jak ja mam ci ufać?
– Oj
tam, przesadzasz. Po prostu strasznie głośno rozmawiacie.
–
Rozmawiamy normalnie, tylko ty się za bardzo przysłuchujesz – zauważył.
Ostatecznie jednak dał za wygraną. – To co dzisiaj robimy?
– A
ty przypadkiem nie masz problemu do rozwiązania?
–
Mam.
– I
co zrobisz z tym faktem? – zapytał.
– Co
ma być, to będzie. Nie będę się przejmować na zapas – wzruszył bezwiednie
ramionami. Przypomniał sobie niedawne wizyty w toalecie i stres, który mu wtedy
przyświecał. Postanowił sobie, że drugi raz się do tego stanu nie doprowadzi.
–
Coś ty nagle taki optymistyczny? Mówię ci, że coś jeszcze na ciebie znajdą –
zaśmiał się ze złośliwym uśmieszkiem. – Głodny jestem, chodź na pizzę.
Siedząc
przy stole nad familijną salami rozwinęła się przyjemna rozmowa. Dyskutowali o
piłce nożnej, siatkówce, ogólnie o sporcie, tak, jakby nic się nie stało.
Zasiedzieli się trochę, więc kiedy zrobiło się już naprawdę późno, wygoniła ich
kelnerka. Do domów wracali ciemnymi ulicami, które oświetlały tylko światła
lamp ulicznych i reflektory przejeżdżających aut. Nic nie mówili. Feliks
odprowadził Mikiego pod same drzwi, gdzie uścisnęli sobie dłonie.
–
Poradzisz sobie stary? – zapytał przyjaciel.
– Co
mam sobie nie poradzić? – rudzielec wzruszył ramionami. Wtedy pewna myśl
przyszła mu do głowy. Pomysł nierewelacyjny, ale niezły – Właściwie, tak sobie
myślę... Czy w naszej szkole jest monitoring?
–
Chyba w niektórych miejscach, a co?
–
Jakby kamery wyłapały moją rozmowę z Lilą, to sprawa byłaby jasna, nie?
Wiele
oglądał filmów, w których nagrania z monitoringu były kluczowe dla śledztwa.
Możliwe, że jeśli kamery zanotowały, że faktycznie przekazał Lili pieniądze, to
uda mu się wyjść z tego obronną ręką.
–
Czy ja wiem... Chyba mógłbyś spróbować, co ci szkodzi – mówiąc to, nie był zbyt
pewny. Feliks westchnął, a Miki poklepał go po ramieniu. – Jeśli chcesz, możesz
wpaść do mnie – kciukiem wskazał na stojący za nim dom. – Nie jest jeszcze aż
tak późno, więc...
–
Nie, ja już będę się zbierał. Do jutra – uśmiechnął się jeszcze na pożegnanie.
Ciemnymi
ulicami wrócił do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz